czwartek, 25 grudnia 2014

odcinek 23 "Nie pamiętałam nic. Nie chciałam pamiętać. Straciłam GO... na zawsze."

Hej !
Trochę zbyt późno, ale stwierdzam, że za bardzo drastyczny wyszedł mi ostatni odcinek... ;/ Przepraszam Was... ale jakoś tak mnie naszło... Obiecuję, że więcej takich odcinków nie będzie :*
Druga sprawa... bardzo chciałam dodać odcinek kilka dni temu, a na 100% postanowiłam sobie, że dodam go w Wigilię... ale niestety przez pracę i obowiązki w domu nie dałam rady :( Ale dziś wciąż są Święta i na prezenty jeszcze nie jest za późno! :D 

*********************************************************

- Ale doktorze, my musimy ją zobaczyć!- krzyczała Perrie.
- Niestety, tylko rodzina może wejść do pacjentki.
- Problem w tym, ze ona ma tylko nas! Jej rodzice się nią nie interesują, nawet ona nie wie, gdzie mieszkają, ma tylko nas!- odpowiedziałem. Lekarz spojrzał na nas i po chwili milczenia pozwolił nam do niej wejść. Leżała na łóżku w jasnoniebieskiej koszuli, w którą zdążyły ją już przebrać pielęgniarki. Miała otwarte oczy, ale patrzyła się tylko w sufit. W ogóle nie zareagowała na to, że do niej weszliśmy.
- Selena...- Perrie się rozpłakała i padła na kolana przy jej łóżku. Mi również spłynęła łza po policzku..


Siedziałem z Perrie u Seleny około 15 minut. Sel ani razu na nas nie spojrzała. Nawet nie drgnęła. Perrie ciągle płakała, a ja nie wiedziałem już co zrobić. Widząc jej bezwiednie leżące ciało moje serce pękało na pół. Z sekundy na sekundę nie byłem w stanie na nią patrzeć. Zacząłem teraz siebie obwiniać za to, co się stało. Bo gdyby Selena została ze mną w Londynie i nigdzie nie wyjechała, to nie poznałaby Hache i jechałaby ze mną na tą cholerna imprezę.
- Harry, czy Ty możesz się zamknąć?- nagle Perrie wybuchnęła szeptem. Spojrzałem na nią, jak na głupią.
- O co Ci chodzi?- zapytałem ją.
- Myślisz na głos. Wszystko słychać, a nie jesteś tu sam. - dyskretnie wskazała na Sel. Aż tak odleciałem? To niemożliwe...
- Jedź do domu, Harry...- dodała i złapała Sel mocniej za rękę.
- Nie...- kiedy chciałem zaprotestować, do sali wszedł lekarz.
- Państwo jeszcze tutaj siedzą?- zdziwił się.
- Doktorze, ona naprawdę nie ma nikogo tylko nas.- powiedziała Perrie, a ja przytaknąłem jej słowom.
- Dobrze, rozumiem. Nie będę Was teraz wyganiał, ale za 15 minut będziecie musieli wyjść. Selena będzie zabrana na kolejne badania.
- Jakie badania? Co jej się stało doktorze?- zapytała Perrie. Też chciałbym dokładnie wiedzieć, co jej się stało w trakcie tego wypadku.
- Wasza przyjaciółka miała wiele szczęścia... Dzięki Bogu obiła sobie tylko mocno prawą stronę ciała, ma ogromne siniaki, ale żebra są na szczęście całe. Prawa strona twarzy również została obita, ale rany w ciągu 2-3 tygodni powinny się zagoić. Podejrzewam, ze najbardziej ucierpiała psychika Seleny. Może to potrwać przez kilka tygodni albo dni. To zależy od niej, bądź od przyjmowanych leków. Ale o tym, czy dostanie jakieś leki zadecydujemy po kolejnych badaniach.
- Ale jakie to badania? Konkretnie?- zapytałem, bo tego nam nie powiedział.
- Najpierw wykonamy USG, a następnie RTG, jeśli będzie to możliwe.
- A czemu może to być niemożliwe?- spytała Per.
- Tego na razie nie będę Państwu mówił. Proszę z nią jeszcze chwilę posiedzieć i najlepiej dużo do niej mówić, ale o rzeczach nie związanych z jej zdrowiem i wypadkiem. Potem proszę zostawić swoje numery telefonów u pielęgniarek i jechać do domu odpocząć. Po badaniach i wynikach odezwę się do Państwa osobiście.
- Dobrze, panie doktorze. Dziękujemy...- odezwała się Perrie.
- To jest tylko moja praca. Do zobaczenia.- odpowiedział i wyszedł. Perrie nie odezwała się do mnie ani słowem, tylko położyła głowę na łóżku Sel. Nie chciała stąd pewnie wychodzić, tak samo jak ja. Spojrzałem na Selenę, nie zareagowała nawet na przyjście lekarza. Choć mówił, że nie jest z nią tak bardzo źle, to ja się z nim jednak nie zgadzam. Na jej twarzy wyraźnie widać cierpienie... Kilka minut później w sali zjawiła się pielęgniarka, która przyszła zabrać Selenę na badania, o których mówił nam lekarz.
- Perrie, musimy iść...przyszła pielęgniarka.- Próbowałem odsunąć ją od łóżka Sel. W końcu mi się to udało. Wyszliśmy z sali, a po chwili pielęgniarka wyprowadziła Sel na wózku. Reszta naszych przyjaciół, którzy czekali przed salą bardzo się przerazili, kiedy ujrzeli ja na tym wózku. Po chwili zniknęła nam za zakrętem.

Selena:
Nie pamiętałam nic. Nie chciałam pamiętać. Straciłam GO... na zawsze. Jeszcze Per i Harry co chwilę powtarzają, że "będzie dobrze". Oni chyba nie wiedzą, co mówią. Harry się zamyślił. Nie spoglądałam na nich, ale wszystko czułam. Nic przez chwilę nie mówił, a potem zaczął myśleć na głos. Wymówił JEGO imię. Nie lubił go. Zawsze to wiedziałam. Perrie opieprzyła Go za to. Znów na chwilę zamilkł, bo ktoś wszedł do sali. Po głosie poznałam, że to lekarz. Nic złego mi nie dolega... Czy oni w ogóle wiedzą, jak ja się czuję od środka?! Moje serce krwawi! Moja dusza umiera! Chcę im to wykrzyczeć, ale nie mogę. Moje ciało nawet nie drgnie. Lekarz mówi o jakiś badaniach. Zapamiętuję tylko jedno... USG... USG... O-mój-Boże! Nie! Nie chcę! Nie zgadzam się! Ale nikt mnie nie słyszy... Lekarz wychodzi, a ja nie mam siły w ogóle zareagować. Widzę przed sobą tylko sufit... a może to ściana? Mija czas i przychodzi pielęgniarka. Perrie i Harry wychodzą. Znów mam ochotę, żeby coś powiedzieć, chcę ich zatrzymać... ale wciąż nie mogę. Nie zostawiajcie mnie! Wyszli. Pielęgniarka coś do mnie mówi i podnosi mnie. Staram się jej pomóc, ale średnio mi to wychodzi. W końcu sadza mnie na wózku. Jak jej się to udało? Wywozi mnie z sali. Ktoś krzyknął. To oni- moi przyjaciele. Są wszyscy. Czekają. Jest nawet Harry, wciąż tu jest. Słysze płacz. Są w szoku, wiem o tym. Ja też. Pielęgniarka wiezie mnie dalej. Skręcamy na końcu korytarza. Nie słyszę żadnych głosów. Pusty korytarz. Wjeżdżamy do jakiejś sali. Ktoś jest w środku.
- Panie doktorze, przywiozłam pacjentkę- mówi pielęgniarka.
- Dziękuję siostro. Proszę teraz przygotować Selenę do badania.
- Dobrze.- wózek zatrzymał się przed jakimś łóżkiem. Pielęgniarka pomogła mi wstać i położyła mnie na tym łóżku. Przygotowała mnie do USG i odeszła. Po chwili stanął przede mną lekarz.
- Seleno, słyszysz mnie?- usiadł obok i przysunął sobie sprzęt. Kiwnęłam głową, ze go słyszę. Uśmiechnął się. Udało mi się samej ruszyć! Powoli odwróciłam głowę w jego stronę. Widziałam go. Szykował jakąś maszynę.
- Zrobię Ci teraz USG. Jak pewnie wiesz, to nic nie boli. Muszę sprawdzić, czy w środku wszystko jest całe, po Twoim wypadku.- mówił patrząc na mnie. Znów kiwnęłam głową. Lekarz uśmiechnął się ponownie i zaczął badanie. Poczułam coś zimnego i lepkiego. To ten żel...
- Siostro?!- zawołał po chwili doktor wyraźnie wystraszony. Sama przeraziłam się jego zachowaniem. Co się dzieje? Co jest nie tak?
- Tak, doktorze?- zjawiła się pielęgniarka.
- Proszę pilnie wezwać doktor Torres, dobrze?
- Juz po nią dzwonię.- i wyszła. Lekarz na mnie spojrzał i po chwili się odezwał:
- Wszystko jest w porządku, proszę się nie denerwować. Muszę tylko skonsultować pewną rzecz z doktor Torres. - po minucie zjawiła się w gabinecie jakaś kobieta. Uśmiechnęła się i podeszła do lekarza.
- Wzywałeś mnie?- odezwała się patrząc na mnie.
- Tak. Chciałbym Cię prosić, żebyś zbadała moją pacjentkę. Zmian chirurgicznych nie ma, ale...- zamilkł. Wstał, a na jego miejscu usiadła pani doktor.
- Nazywam się Elizabeth Torres i jestem ginekologiem...- ginekologiem?! Moje serce na chwilę przestało bić. Tylko nie to...
- Twój lekarz poprosił mnie, żebym Cię zbadała...- wzięła do ręki urządzenie i znów poczułam ten okropnie zimny żel- Widzę, że miał 100% rację, żeby mnie wezwać.- odezwała się po chwili.- Chciałabym Cię jednak najpierw o coś spytać...- kiwnęłam głową, że się zgadzam.
- Pierw chciałabym się dowiedzieć, czy byłaś kiedyś w ciąży?- moja głowa kiwnęła "TAK".
- Urodziłaś to dziecko?- moja głowa kiwnęła "NIE".
- Poroniłaś?- "TAK". Pani doktor na chwilę zamilkła. Zbadała mnie jeszcze raz i odparła:
- Jeśli pozwolisz, to jeszcze dziś przejmę Twoją pacjentkę, Steven- zwróciła się do lekarza- Seleno... Jesteś w ciąży.- dodała patrząc już na mnie. Słucham??? Że co, proszę? W ciąży?!
- Tak myślałem... Oczywiście, teraz Selena jest Twoją pacjentką. Ale jeszcze będę musiał przeprowadzić za jakiś czas kontrolę.- doktor Torres bez niczego się zgodziła.
Badanie dobiegło już końca. Pielęgniarka posadziła mnie na wózku i czekałam, co dalej ze mną będzie.
- Teraz pielęgniarka odwiezie Cię na salę. Weźmiesz rzeczy, jeśli jakieś masz i za jakieś 30 minut przeniesiemy Cię na ginekologię- oznajmiła mi doktor Torres.
- Nie.- zaprotestowałam od razu. Powiedziała to głośno?
- Ale Seleno, musisz być teraz na moim oddziale. Nie mamy pewności, czy dziecku się nic nie stało.
- Nie chcę... Nie teraz... Nie mówcie im... proszę...- mówiłam z małym przerwami. Sama nawet wyczułam, że mój głos był prawie nieobecny. Pani doktor spojrzała na lekarza i oboje zgodzili się, by na razie nikomu nie mówić o ciąży i póki co, zostawią mnie w sali, na której do tej pory leżałam.
Po 5 minutach leżałam już w "moim" łóżku szpitalnym. Perrie i Harry weszli do mnie od razu. Chyba nie jechali do domu. Tym razem patrzyłam na nich prawie normalnym wzrokiem. Przez pierwsze minuty zastanawiałam się, jak im powiedzieć o ciąży. Bałam się. Dlatego na razie nie powiedziałam nic.
Po jakimś czasie pojawiła się w sali doktor Torres. Harry i Per zdziwili się, że widzą innego lekarza. Stanęła po drugiej stronie mojego łóżka i oznajmiła do moich przyjaciół:
- Poproszę Was teraz, abyście wyszli na chwilę, dobrze? Muszę porozmawiać z Seleną.- miała bardzo sympatyczny głos i lekki uśmiech na twarzy. Perrie uścisnęła moją dłoń i wstała.
- Perrie...- odezwałam się cicho. Nie chciałam, żeby ona wychodziła. Pani doktor spojrzała pierw na mnie, a potem na Perrie i pozwoliła jej zostać, ale Harry musiał wyjść. Z dziwną miną spojrzał na mnie i po chwili wyszedł.
- Pani doktor, co jest z Seleną? Badania miały trwać dłużej...- zaczęła Perrie. Pani doktor przysunęła sobie stołek do łóżka i usiadła na nim. Dopiero potem odpowiedziała:
- Z tego co mi wiadomo, to miał być jeszcze zrobiony rentgen, ale na razie musimy to badanie przełożyć.
- USG coś wykazało?- Perrie naprawdę się o mnie martwiła. Pani doktor patrząc na mnie mówiła:
- I tak i nie. Pokazało coś, czego nikt z nas się raczej nie spodziewał. Ale na szczęście nie jest to nic groźnego. Wszystkie wewnętrzne narządy mamy całe, więc nie mamy się o co tutaj martwić.
- Ale o co chodzi z tym.. z tym, co zobaczyliście?- zawahała się Perrie.
- Selena na początku poprosiła, aby nikomu na razie o tym nie mówić. Teraz jak widać sama chciała, abyś została z nią przy tej rozmowie. Więc teraz muszę to powiedzieć...
- To proszę, niech pani doktor to wreszcie powie...!
- Doktor Stevens wezwał mnie i poprosił, abym zbadała Selenę osobiście. Wezwał mnie w trakcie wykonywania USG, ponieważ zauważył, że Selena jest w ciąży... a ja jestem ginekologiem. Zrobiłam drugi raz badanie i potwierdziłam diagnozę doktora.
- Eee... w ciąży? Znowu?! Sel..!- głos Perrie wahał się pomiędzy irytacją, a śmiechem. Pewnie była zaskoczona, nie?
- Wiem, że Selena była już w ciąży, którą niestety poroniła. Według wstępnego USG, które niedawno było wykonane, mogę powiedzieć tylko tyle, że jest to co najmniej 3 tydzień. Nie były widoczne także żadne powikłania z powodu wcześniejszego poronienia, czy też z powodu dzisiejszego wypadku. Ale dla pewności chciałabym zostawić Cię na kilka dni w szpitalu. Zrobię Ci jeszcze kilka badań i dokładniejsze USG. Z samego rana, po obchodzie, przeniesiemy Cię na mój oddział.
- Dobrze...- powiedziałam już w miarę normalnym głosem. Na twarzy Per i doktor Torres zagościł szeroki uśmiech. Pani doktor po chwili wstała i wyszła z sali. Wcześniej Per poprosiła ją, aby jeszcze przez chwilę nikogo nie wpuszczała. Zostałam więc sama z Perrie.
- Dosłownie nie wiem, co mam powiedzieć... Czy mam Cię dobić na tym szpitalnym łóżku, czy co?
- Jak uważasz...- odpowiedziałam cicho. Per się zaśmiała, po czym spoważniała i znów się odezwała:
- Wiem, że to dziecko Harrego. Mieliście parę wyskoków po Twoim powrocie. Tylko on ma takie zdolności rozmnażania się.
- Nie mów mu...- zaznaczyłam od razu. Perrie nie miała wyjścia i musiała się zgodzić.
- Okej. Sama będziesz musiała mu o tym powiedzieć. Masz szanse go odzyskać...
- Nie chcę.- zaprzeczyłam.
- Teraz może i nie, ale za pewien czas będziesz go bardzo potrzebowała. Zobaczysz...- zadziwiło mnie jej podejście do tej sprawy. Sama sobie jeszcze tego nie poskładałam, a ona tu o takich rzeczach już gada. Takiej jej nie znałam. Chciałam coś powiedzieć, ale ktoś w tym momencie zapukał do drzwi. Był to Harry, bo jego głowa ukazała się w drzwiach.
- Mogę?- spytał niepewnie. Perrie pozwoliła mu wejść.
- Jak się czujesz? Co mówiła lekarka?
- Dobrze...- odpowiedziałam. Perrie wyręczyła mnie z drugiej części odpowiedzi:
- Sel wciąż wiele nie mówi. Odpowiada krótko na pytania. Ale czuje się dobrze. Jutro przenoszą ją na inną salę.
- Inną salę? Dlaczego?- przysiadł z drugiej strony łóżka na miejscu, na którym siedziała doktor Torres.
- USG wykazało jakieś zmiany...- odparła Perrie.
- To chyba nie powód, żeby ją gdzie indziej przenosić.
- Musi być na innym oddziale, Harry.
- Na ginekologii, prawda? Widziałem plakietkę tej doktórki. Ona jest ginekologiem. Co jest grane?- nalegał. Perrie przez chwilę nic nie mówiła, więc ja zaczęłam:
- Wypadek spowodował...- nie chciałam mu teraz nic mówić. Przyjdzie na to czas. Teraz coś wymyślimy.
- Podczas wypadku... Sel uszkodziła sobie... coś, co wymaga opieki ginekologa...- wymyśliła Perrie.
- Coś? To nie wiecie dokładnie co?- Harry chyba łyknął przynętę... Na szczęście!
- Nie do końca. Jutro będzie wiadomo więcej. Po konkretnych już badaniach.- wyjaśniła mu Per. Harry już nic nie skomentował, tylko spojrzał na mnie. Przez chwilę miałam wrażenie, ze chce mnie dotknąć, ale się powstrzymuje. Poczułam nagłe zmęczenie. Mogliby już pójść...
- Idźcie już...- wyszeptałam. Moje oczy stawały się co raz cięższe.- Jest bardzo późno...
- To co. Zostaniemy z Tobą.- odezwał się Harry.
- Idźcie, proszę...
- Wyganiasz nas?- zażartowała Perrie.
- Tak.- odparłam z zamkniętymi już oczami. Po chwili nie słyszałam już nic. Po prostu odpłynęłam...
C.D.N.
*******************************************************

Na dziś to by było tyle ! :)
Odcinek w pół ciekawy... ale przynajmniej bez strasznych opisów hehe ;)

Dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze pod ostatnim odcinkiem :* 
Tym samym życzę Wam spóźnionych, ale szczerych spokojnych i wesołych Świąt i już Szczęśliwego Nowego Roku :** Ponieważ w tym roku już nie będzie nowego odcinka... 
Nie będę składać żadnych obietnic, ale postaram się dodać nowy odcinek 1 lub 2 stycznia! :) 
Więc zaglądajcie, komentujcie i oczekujcie nowego odcinka!!!!!!! :) 

Jeszcze raz WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO !!! :* <3

sobota, 6 grudnia 2014

odcinek 22 "- Ale jeśli coś się stanie, nie przychodź potem do mnie."

Taaaa Daaaam !! 
Troszkę późno, ale zdążyłam... prezent dla Was na Mikołajki! New odcinek! :)

Ale zanim ruszycie do treści odcinka, chciałam odpisać ogólnie na kilka komentarzy pod ostatnim postem... Oczywiście chodzi mi o postać Hache :) Mianowicie... dostał on swoją "rolę" w moim opowiadaniu i ma przeznaczony dla siebie los... nie chciałam robić tego tak szybko, ale po prostu w trakcie pisania ręka sama mnie niosła w słowach i tak wyszło, że... 

Sami przeczytajcie ! ;)
*******************************************************
Spędziłam z Hache ponad 4 godziny. Kiedy zrobiło się juz dosyc późno odwiózł mnie do domu. Pod koniec naszej podróży pozwolił mi poprowadzić swój motor. Mówił, że jest ze mnie dumny, bo bardzo dobrze mi idzie. Zatrzymalismy się pod budynkiem, w którym mieszkałam. Zsiadłam z motoru, pożegnałam się z nim ogromnym całusem i machając mu poszłam do domu. Dochodząc do klatki czułam coś dziwnego, a po chwili usłyszałam oklaski, ironiczny smiech i czyjś głos mówiący pogardliwie:
- No pięknie, Selena... Ogromne brawa dla Ciebie...- uniosłam głowę do góry i zobaczyłam przed sobą...

...zobaczyłam przed sobą Harrego. Stał pod klatką oparty o ścianę. Mój wspaniały humor prysł, jak bańka mydlana.
- Co tutaj robisz?- spytałam go po chwili i podeszłam do drzwi, aby otworzyć je kodem. Choć bolało mnie serce na sam jego widok, to starałam się być jednak obojętna. Wbiłam kod i drzwi się otworzyły.
- Przyszedłem zobaczyć, jak świetnie się bawisz beze mnie.
- Słucham?!- stałam na schodach, które wiodły do góry, na moje piętro. Harry stał kilka stopni niżej. Jego wyraz twarzy był dziwny. Nie sądziłam, że byłby skłonny powiedzieć coś takiego...
- Może wejdziemy do Ciebie, pogadamy?- zaproponował.
- Chodź. Ale nie mamy o czym gadać.- odpowiedziałam pogardliwie. Po cholerę ja go w ogóle wpuszczam do domu? Powinnam go przegonić jak najszybciej. W końcu weszliśmy do mojego mieszkania. Odłożyłam klucze na stolik i odwróciłam się twarzą w stronę Harrego i z założonymi rękami spytałam:
- O czym chciałeś rozmawiać?- Harry niepewnym wzrokiem spojrzał na mnie, po czym odpowiedział:
- O tym, co widziałem przed chwilą i kilka godzin temu.
- Co konkretnie masz na myśli?- chciałam, żeby powiedział mi dokładnie, o co mu chodzi.
- Widziałem Cię z Hache. Byłaś z nim na mieście i do tego szlajałaś się z nim teraz... o tak późnej porze.
- Hahahah!- wybuchnęłam śmiechem, a mina Harrego wyrażała zdezorientowanie. On sobie chyba ze mnie w tej chwili żartował? Robi mi nadzieję, olewa, potem znowu czuję, jakby mógł być mój, potem znów coś jest nie tak...i tak w kółko, a teraz ma do mnie pretensje, ze się z kimś spotykam?- A co nie wolno mi?
- Wyglądaliście jak zakochana para! To ja powinienem być na jego miejscu. Wiesz jak się podle czuję, gdy widzę Cię przy nim szczęśliwą?
- A sądzisz, że jak ja się czułam widząc od prawie już roku Ciebie u boku tej zdziry? Na pewno nie byłam wtedy szczęśliwa!- i wciąż do końca nie jestem szczęśliwa. Brakuje mi Harrego, kocham Go.
- Wyjechałaś, zostawiłaś mnie...
- To po co, kurwa, obiecałeś, że będziesz czekał?! Już po godzinie od mojego wyjazdu poczułeś się samotny! Jakbym nie miała telefonu, ani internetu! Kurwa Harry nie rób z siebie ofiary!- byłam okropnie na niego wściekła, a on zachowywał się, jakby mnie w ogóle nie słuchał.
- Nie będę się usprawiedliwiał, bo to nie ma sensu...
- No jasne, bo przecież jesteś niewinny. Wiesz dobrze, że mam rację i boisz się przyznać do błędu.
- Nieprawda, wiem, co zrobiłem źle. Moim największym błędem było to, że pozwoliłem Ci tak łatwo odejść.
- Podziękuj Kylie i jej siostrzyczce.- odwróciłam się do niego tyłem..
- Nie będziemy o nich teraz dyskutować...
- Jasne...- poczułam, jak Harry zbliżył się do mnie. Co on wyprawia? W ten sposób odpycha mnie od siebie jeszcze bardziej. A ja tego naprawdę nie chcę. Zależy mi... wciąż mi zależy. Ale sama tego nie naprawię.
- Co Cię z nim łączy?- zapytał zmieniając trochę temat. Wiedziałam, ze boli go to, że Hache jest teraz bliżej mnie niż on. Ma nauczkę. Cieszę się z tego bardzo.
- Jest moim przyjacielem.- odpowiedziałam krótko.
- Przyjaciele się tak nie zachowują.- podważył moja odpowiedź.
- A co Ciebie to obchodzi? To moje życie! Będę robiła co chcę i z kim chcę. Ty masz swoje zobowiązania, ja się w nie nie wtrącam, więc nic Ci do mojego życia!- wysyczałam mu w twarz.
- Chcę tylko wiedzieć, co Cię z nim łączy! Kilka dni temu pieprzyłaś się ze mną na tej cholernej ławce, a dzisiaj...- ooo nie! Nie pozwolę sobie na to... przegiął pałę... nie wytrzymałam i z całej siły strzeliłam mu w twarz. Jak on śmie tak w ogóle mówić? Harry syknął z bólu i złapał się za policzek. Wściekła powiedziałam coś, co oczywiście będę potem żałować, że wyszło w takiej sytuacji z moich ust:
- Od tej chwili cholernie żałuję, że do tego doszło. Mogłam odejść stamtąd, jak tylko wstałam. Ale zrobiło mi się Ciebie cholernie żal! Bo wiem coś, z czego Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy! Teraz pewnie błagałbyś mnie o to, bym Ci powiedziała, co przed Tobą ukrywam. Rozczarowałbyś się jednak, bo nie mam w ogóle zamiaru Ci o tym powiedzieć. Zasłużyłeś sobie na to! Nigdy bym nie uwierzyła, gdyby ktoś powiedział mi, jak bardzo jesteś nieczuły... Co do mnie i Hache to tak, jesteśmy razem. Nie kocham go, ale chcę pokochać i wierzę, że mi się to uda. Jest przy mnie każdego dnia. Tego najbardziej teraz potrzebuję. Więc teraz, z łaski swojej, proszę Cię, abyś wyszedł z mojego mieszkania i więcej tu nie przychodził!- wskazałam mu drzwi wyjściowe. Stał przede mną osłupiały. Sama byłam w szoku. Nie chciałam Harry... tak bardzo nie chciałam...
- Selena...-zaczął niepewnie, ale nie dałam mu teraz powiedzieć nic więcej.
- Wyjdź powiedziałam, Harry!- rozkazałam mu.
- Daj mi tylko coś powiedzieć...!- nie posłuchał mnie jednak.
- Mów i wyjdź. Nie chcę Cię widzieć....- szepnęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie zabezpieczyliśmy się...- powiedział pewnie, ale cicho, a te słowa zadziałały na mnie jakbym teraz to ja dostała w twarz. Cholera jasna! Przecież on ma rację....
- Nie martw się... Biorę tabletki...- wymyśliłam na szybko. Tak naprawdę to przecież nic nie biorę.
- Aha...- w jego głosie wyczułam zawód- Ale jeśli coś się stanie, nie przychodź potem do mnie.
- Z pewnością nie przyjdę.- odparłam patrząc mu w oczy. Harry w jednej chwili zwątpił we wszystko. Bez słowa odwrócił się w stronę drzwi i wyszedł trzaskając drzwiami. Czar mojego dobrego humoru nie powrócił po tej rozmowie, ani tym bardziej po wyjściu Harrego. Podeszłam do drzwi, aby przekręcić zamek. Jak tylko to zrobiłam poczułam, jak ugięły się pode mną kolana i padłam na podłogę z płaczem.

KILKA DNI PÓŹNIEJ
Wczoraj napisała do mnie Perrie, że robi dzisiaj u siebie imprezę. Niezbyt miałam ochotę na zabawę, bo źle się czułam. Moje złe samopoczucie opierało się na bólu głowy i bólu brzucha. Nie wiem, czy to był stres, czy jakaś choroba... Ale wiem, że czuję się po prostu beznadziejnie. Nie mówiłam o tym nikomu, bo sama chce się z tym zmierzyć. Może za kilka dni pójdę do lekarza... Co do imprezy, to nie mogłam jednak zawieść mojej przyjaciółki, więc zgodziłam się na nią przyjść. Moim warunkiem było to, że Hache będzie tam ze mną. Perrie nie mając więc wyjścia zgodziła się.
Impreza miała zacząć się o 20:00. Koło 19:20 Hache miał podjechać po mnie autem. Było dziś pochmurno, ale deszcz na razie nie padał. Z tego względu niestety szybciej zaczęło się robić ciemno.
Punktualnie o 19:20 Hache zapukał do mych drzwi. Otworzyłam mu od razu.
- Dobry wieczór, Skarbie :)- uśmiechnął się witając ze mną.
- Cześć :)- odwzajemniłam uśmiech i wpuściłam go do środka.
- Wyglądasz obłędnie :*- powiedział obejmując mnie w pasie i całując w usta. Miałam na sobie sukienkę oraz szpilki ().
- Dziękuję :) Wezmę tylko torebkę i możemy jechać.
- Okej!- zadowolony poczekał na mnie chwilę i po minutce schodziliśmy już schodami do auta. Wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy w stronę domu Perrie. Mieszkała ona na drugim końcu miasta, więc mieliśmy około 30 minut jazdy. Na szczęście na drodze nie było dziś dużo samochodów, a zielone światła mieliśmy na każdym skrzyżowaniu. Hache w porównaniu z jazdą na motorze, autem jeździ bardzo przepisowo. W połowie drogi poczułam się zadowolona, że jadę na ta imprezę. Jednak do końca nie byłam spokojna i przeczuwałam, ze coś się chyba wydarzy. Hache w między czasie włączył w radiu muzykę i jechaliśmy dalej śpiewając to, co znaliśmy, aby rozładować troszkę napiętą sytuację między nami.

Harry:
Mamy dzisiaj sobotę. Impreza u Perrie. Długo zastanawiałem się, czy na nią iść. Przecież będzie tam na pewno Selena i jej "nowy chłopak". Po naszej rozmowie próbowałem się wziąć w garść, ale nie wychodzi mi to kompletnie. Popadłem w dołek tak, że bardziej nie było to już możliwe. W ostateczności po namowach Perrie i Zayna zgodziłem się przyjść. A raczej przyjechać... Louis dla pewności, że zjawię się na imprezie zaoferował, że po mnie podjedzie. Tak więc odstrzelony, jak Stróż w Boże Ciało,
czekałem za Lou. Zjawił się po mnie punktualnie o 19:30. Przywitaliśmy się i od razu ruszyliśmy do Perrie. Przez połowę drogi słuchałem tylko, jak Louis nawija mi o jakimś kolesiu, który coś tam zrobił. Mało mnie to obchodziło, ale jako dobry kumpel musiałem chociaż udawać, że go słucham. W pewnym momencie coś sprawiło, że dziwnie się poczułem. Zbliżaliśmy się właśnie do zjazdu z wiaduktu, gdy zauważyłem dwa auta na środku drogi. Te auta się ze sobą zderzyły. Louis zwolnił, a nawet na chwilę się zatrzymał. Przed jednym z samochodów ujrzałem dziewczynę całą zakrwawioną i zapłakaną. Była w jasnej sukience i tylko w jednym bucie. Serce podeszło mi do gardła, gdy przyjrzałem się jej na tyle na ile było to możliwe i zorientowałem się, kim ona jest...
- Kurwa, Louis to Selena!- wydarłem się do kumpla i najszybciej jak to było możliwe wysiadłem z auta podbiegając do niej. Widziałem, jak cała się trzęsie.
- Selena! Boże Selena! Co się stało?! Jak się czujesz?! Selena!- stanąłem przed dziewczyną. Stała i w ogóle nie reagowała. Sukienkę miała w połowie podartą i poplamioną od krwi. Jej twarz była w okropnych ranach i lekko spuchnięta z lewej strony. Po chwili z jej ust wydostało się kilka słów... a raczej jedno imię, powtórzone wielokrotnie:
- Hache... Hache... Hache...- jej oczy były nieobecne. Złapałem ja za ramiona i mocno przytuliłam. Wciąż wypowiadała jego imię. Spojrzałem za nią, na stojący rozbity samochód, w którym jechała. Mało co z niego zostało. W środku dostrzegłem Hache...
- O kurwa...- zatkałem ręką usta i odsunąłem się od Seleny. To, co zobaczyłem w tym aucie zupełnie mnie przerosło. Hache był wygięty do tyłu w połowie tułowia. Jego głowa znajdowała się między siedzeniami, drgała i... i dosłownie zwisała...! Dało się słyszeć jego jęki. To było okropne! W tej chwili podbiegł do mnie Louis. Zobaczył chyba to samo co ja, bo od razu usłyszałem jego krzyk. Selena wciąż wymawiała imię Hache. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Louis był bardziej trzeźwy niż ja...
- Zaraz będzie pogotowie...policja i... straż... - jąkał się. Zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić przyjechało pogotowie i policja. Selena trafiła do karetki, aby lekarz mógł ją przebadać, a my z Louisem musieliśmy złożyć zeznania. Z drugiego rozbitego auta wyciągnęli jakiegoś młodego, poobijanego kolesia. Pogotowie zabrało go po kilku minutach. W między czasie Louis zadzwonił do Perrie, że nie dotrzemy do niej z powodu wypadku Sel. Wszyscy zjawili się po niecałych 15 minutach, gdy Selena leżała już opatrzona w karetce. Perrie wpadła w największą panikę widząc w środku karetki całą zakrwawioną Selenę.
- Harry co się stało?! Czemu Selena jest w karetce? - szarpała mnie za marynarkę.
- Per, cholera uspokój się! Nie wiem, co tu się stało! Przejeżdżaliśmy z Lou obok i... - załamał mi się głos.
- Co mówi lekarz? Nic jej nie jest?
- Nie wiem! Nie chcą mi nic powiedzieć...! - krzyknąłem. Perrie załamała ręce i podeszła do karetki, w której była Sel. Ale niestety i ona też się nic nie dowiedziała. W pewnym momencie usłyszeliśmy głos Seleny:
- Perrie... Harry... Hache...- wymieniła nasze imiona i na nowo się rozpłakała. Tak bardzo chciałem ją kurwa przytulić!
- Państwo wybaczą, ale musimy jechać do szpitala.- powiedział sanitariusz i po prostu chamsko zamknął nam przed nosem drzwi od karetki.
- Louis, jedziemy...- zażądałem i ruszyłem w kierunku auta przyjaciela. Wtedy zobaczyłem, jak policjant zamyka czarny worek, w którym leżało ciało... ciało Hache.
- Boże... on nie żyje!- usłyszałem pisk Perrie. Bardziej zdziwiłbym się, gdyby to przeżył... Selenę spotkał cud. Pędem wsiadłem do samochodu. Nie mogłem już na to wszystko patrzeć. Chciałem się jak najszybciej znaleźć w szpitalu i być przy Selenie.
10 minut później biegłem korytarzem szukając sali, do której trafiła Selena. Za mną biegła Perrie. W końcu znaleźliśmy odpowiednią salę, ale standardowo nikt nie chciał nas do niej wpuścić.
- Ale doktorze, my musimy ją zobaczyć!- krzyczała Perrie.
- Niestety, tylko rodzina może wejść do pacjentki.
- Problem w tym, ze ona ma tylko nas! Jej rodzice się nią nie interesują, nawet ona nie wie, gdzie mieszkają, ma tylko nas!- odpowiedziałem. Lekarz spojrzał na nas i po chwili milczenia pozwolił nam do niej wejść. Leżała na łóżku w jasnoniebieskiej koszuli, w którą zdążyły ją już przebrać pielęgniarki. Miała otwarte oczy, ale patrzyła się tylko w sufit. W ogóle nie zareagowała na to, że do niej weszliśmy.
- Selena...- Perrie się rozpłakała i padła na kolana przy jej łóżku. Mi również spłynęła łza po policzku...
C.D.N.
*******************************************************
P.S.1 długość odcinka nie zadowala mnie za bardzo... ale ważne, że jest tak szybko! ;)
P.S.2 wypadek, w którym zginął Hache wydarzył się naprawdę w moim realnym życiu... stało się to ponad miesiąc temu... w tym aucie jechały dwie koleżanki mojej mamy... nie będę o tym się rozpisywać, ale wciąż myślę o tym wypadku, bo moja mama była pierwszą osobą, która zjawiła się na miejscu wypadku...
P.S.3 chociaż nie lubiliście Hache, to jednak wybaczcie, że w taki okropny sposób się z nim pożegnaliśmy...


PROSZĘ O KOMENTARZE !!! ;)

piątek, 28 listopada 2014

odcinek 21 "- (...) Choćby na chwilę, ale chcę spróbować..."

 Jestem z Was taaaakaaa dumnaaa!!! Moja mina, kiedy zobaczyłam liczbę wejść i KOMENTARZY była naprawdę bezcenna... ! Nie macie pojęcia, jak strasznie sie z tego cieszę :) Dziękuję Wam z całego serca <3 Kocham Was :) Wiem, że teraz długo czekaliście na ten odcinek, dlatego nie będę przedłużać wstępu... Miłego czytania!!!
I liczę na tę samą ilość komentarzy!! :*****

*************************************************************
Pobyt nad jeziorem minal strasznie szybko. Pogoda bardzo nam dopisala, za wyjatkiem tego jednego dnia. Szczesliwi i wypoczeci wrocilismy do Londynu. Za pare dni kazdego z nas czekal powrot do rzeczywistosci, czyli pracy. 
Po wejsciu do mojego mieszkania poczulam sie samotna. Hache pojechal do swojego hotelu, a reszta do swoich domow. Zostawilam walizke w przed pokoju i usiadlam na kanapie w salonie. Czułam sie dziwnie... miałam wrażenie, że coś się wydarzy. Czy to będzie coś złego?

           Miałam ochotę cały dzień spędzić sama w domu. Ten cały wyjazd sprawił tylko, że zrobiłam kolejną ogromną głupotę. Oddanie się Harremu było idiotyczne. Nie mogłam wybić sobie tego z głowy. Miałam do siebie żal, że wciąż o tym myślę. Cały czas uważałam, że Harremu należy się takie cierpienie. Wiem, nie powinnam tak o tym myśleć, ale zasłużył na to. Jak miałabym mu to wszystko wybaczyć? Rozpakowując walizkę miałam to non stop w głowie. To, co musiałam z ciuchów to zaniosłam do prania, a reszta czystych ubrań wróciła do szafy. Przy okazji przebrałam się w legginsy i turkusową dłuższą bluzkę na krótki rękaw. Zrobiłam sobie coś do jedzenia i usiadłam w salonie na kanapie z laptopem na kolanach. Jedząc przeglądałam różne portale. Na kilku znalazła sie informacja, że "Selena i chłopcy z One Direction wspólnie spędzają wakacje!". Jakoś do tej pory kompletnie nie obchodziło mnie, co o mnie piszą. Jeśli działo sie coś, co byłoby w stanie mi "zaszkodzić" to moja menagerka jako pierwsza mnie o tym informowała. Na szczęście nic takiego się nie działo. Ten wpis, że wyjechałam z 1D na urlop był pierwszą informacją dla fanów i antyfanów, że się znamy i przyjaźnimy. Tak bynajmniej sądziłam. Dziś dopiero zauważyłam, że takich informacji w internecie krąży więcej. Tak naprawdę w ogóle nie odczuwam mojej "sławy". W Londynie nie miałam jeszcze żadnego koncertu, choć do tego zostało mi raptem coś około 2 tygodni. Na ulicy nikt mnie jeszcze nie zaczepiał, a przecież nie miałam w dzielnicy dla "bogatych" i nie posiadałam nawet szofera, ani ochroniarza. Więc co to za sława? Oczywiście ma to też i dobre strony. 
           Pół godziny później, gdy zamknęłam laptopa zadzwonił mój telefon. Zerknęłam na wyświetlacz i ukazało mi się na nim imię Hache. Odebrałam po kilku sekundach:
- Cześć Hache.
- No witaj, Mała. Już myślałem, że nie odbierzesz.
- Sorki, ale leże sobie w salonie i tak bardzo nie chciało mi się wstać ;/
- Zmęczona? Czym? - zdziwił się i szybko dodał- Za pół godziny po Ciebie będę i nie przyjmuję odmowy. 
- Hache... Chcę posiedzieć trochę w domu.- zaprotestowałam.
- Jeszcze zdążysz posiedzieć. Ubierz się wygodnie :)- w jego głosie można wyczuć, że na twarzy pojawił mu się uśmiech. Westchnęłam głośno do telefonu, no i zgodziłam się. HAche tylko sie zasmiał, powiedział "do zobaczenia" i się rozłączył. Nie chciało mi sie specjalnie szykować, więc poszłam tylko przemyć twarz i poczesać włosy. Zarzuciłam na siebie jeszcze sweterek i na nogi założyłam tenisówki. Miało byc "wygodnie". 
              Minelo równo pól godziny od telefonu Hache, gdy uslyszalam ryk silnika pod oknem. Ten odglos bylo bardzo znajomy. Szybko wyjrzalam przez okno. Od razu zobaczylam Hache na swoim motorze. Usmiechnelam się od razu, gdy go zobaczylam. zawsze gdy mialam beznadziejny humor Hache podjezdzam na swoim "rumaku" i brak mnie na przejażdżkę. Teraz wystarczylo, ze tylko zobaczylam motor, uśmiech goscil na mojej twarzy. Hache pomachal mi wesolo ręką. Odwzajemnilam usmiech , kiwnelam glowa i wybieglam z domu, uprzednio zamykając drzwi na klucz. Na dole wpadlam wprost w jego ramiona. 
- Wiedzialem, ze jak nas zobaczysz to od razu się usmiechniesz :-) 
- Wiesz jak poprawić mi humor :-)  Gdzie jedziemy? 
- To będzie mala niespodzianka. A teraz wskakuj, bo musimy po drodze cos jeszcze zalatwic :-) 
- Okej! :-) - zadowolona grzecznie usiadlam za Hache. Po chwili slyszalam jak odpalil motor i ruszylismy. Hache nie szczedzil prędkości, kiedy tylko mogli jechal bardzo szybko. Ale by lam do tego przyzwyczajona, a wręcz nawet to uwielbialam. Czlowiek cz ul się wtedy taki wolny i szczęśliwy. Może tez sprawie sobie takie cacko? Zauwazylam nagle, ze jedziemy w stronę miasta. By lam ciekawa, co chcial tam zalatwic. Po kilkunastu minutach zatrzymalismy się w pobliżu uliczek, na których znajduje się wiele sklepów i kawiarni. 
- Masz z kimś spotkanie? - zapytalam. Byl to jedyny pomyśl jaki przyszedl mi do glowy w tej chwili.
- Tak, z Toba ;-) - puscil mi oczko -Zabieram Cie na malego lodzika :-) - wyszczerzyl się. 
- Hahaha ! Serio?! xD- wybuchnelam śmiechem, bo naprawdę dziwnie to zabrzmialo.
- Masz zberezne myśli, Mala :-)  Ale to dobrze.
- Dobrze? A to czemu dobrze? - dociekalam, gdy szlismy juz w stronę jakiejś kawiarni. 
- Bo przynajmniej nie smecisz :-) - uśmiechnal sie najladniej jak umial i objal mnie ramieniem. Lekko się zawstydzilam, ale nic juz nie powiedzialam. Doszlismy do jednej z kawiarni, która budke z lodami miala wystawiona tez na zewnątrz. Stanelismy w kolejce. Dziwnie się wtedy poczulam. Rozejrzalam się na okolo. Nie widzialam nikogo znajomego, ale czulam na sobie czyjś wzrok. Dopiero po chwili zrozumialam o co chodzi. 
- Hache...? - szepnelam lapiac chlopaka pod rękę -Czy ci ludzie się na mnie patrzą?- Hache spojrzal na okolo i się rozesmial.
- Tak, prawdopodobnie rozpoznają Cię z telewizji :-) 
- Aha...- mruknelam i sprobowalam nie zwracac żadnej uwagi na tych ludzi. 
- Dobra Mapa, jaki chcesz smak?- spytal Hache, bo byka juz nasza kolej.
- Ehmm... biala czekoladę i...sorbet malinowy.
- Niezla mieszanka :-) - zasmial się- Po proszę raz biala czekoladę i sorbet malinowyi raz ppodwójna czekoladę mleczna. - powiedzial do babki za budka. Nalozyla nam lody do rozmów, Hache zaplacil i odeszlismy lizac nasze lody. Szlismy uliczkami Londynu, które byly jak zawsze przepelnione ludźmi. Jedlismy lody, smialismy się z glupot, o których rozmawialiśmy. Bylo naprawdę milo. Co jakiś czas Hache obejmowal mnie ramieniem, obkrecal jakbysmy tańczyli, a nawet nie jeden raz calowal. W ten sposób trafilismy spowrotem do parkingu, na którym zostawilismy motor. Wsiedlismy na niego i ruszylismy dalej. Niestety, ale znów nie wiedzialam dokąd jedziemy.

Harry:
        Po powrocie z nad jeziora odwiozlem Kendall i jej siostrę do ich domu, a potem wrocilem do siebie. Mialem dosyć ich obu po tych kilku dniach. W nocy, po moim zbliżeniu z Sel postanowilem, bez wzgledu na wszystko nie wezme ślubu z Kendall. Dotrzymam tego postanowienia. Wzialem prysznic, zjadlem cos i siedzialem sam, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Po jakimś czasie musialem wyjść z domu. I to natychmiast... Krazylem po okolicy zastanawiając się, co teraz robi Sel. Mialem nadzieje, ze jest sama w swoim mieszkanie, a ten krętym Hache trzyma się od niej z daleka. Moglem to sprawdzić dzwoniąc do Sel, ale nie odwazylem się. Pewnie nawet nie odebralaby ode mnie telefonu. Boże, Styles jaki Ty jesteś glupi... Ostatnia moja nadzieja byli chlopacy. Zdawalem sobie sprawę, ze dopiero co wrocilismy ze wspólnego wyjazdu i chcieliby odpocząć. Ale potrzebowalem teraz kogoś... Wyjalem telefon i zadzwonilem do Zayna. Odebrali juz po drugim sygnale:
- Hej Harry, co się dzieje?- zapytal witając mnie. On zawsze czul, kiedy cos bylo nie tak. 
- Hej... sorry, ze dzwonie, ale... mialbys może chwile czasu? Muszę z Toba pogadac...
- Czyżby chodzili o... Sel?- do dal jej imię trochę niepewnie. Domyslilem się wtedy, ze musi być z Perrie.
- Tak.,, Jesteś z Per? Nie chce Wam przeszkadzać....
- Tak, jesteśmy w kawiarni, ale zaraz będzie uciekać, wiec spoko. Jesteś w pobliżu centrum?
- Mam jakieś 15 minut piechota...
- No to podejdz do mnie, co? Wyśle Ci adres smsem.
- Dobra, dzięki Zayn...
- Nie ma sprawy, stary. Czekam za Toba.- rozlaczylem się i udalem od razu w stronę miasta. Po drodze Zayn wyslal mi adres kawiarni, w której czekal. Dotarlem tam po niecalych 20 minutach. W wejściu do "ogródka" kawiarni minalem się z Perrie,
- Hej...- przywitalem się z dziewczyna- Przepraszam za...
- Spoko, Harry...- lekko się usmiechnela- Kochasz, to walcz...- dodala i odeszla. Rozejrzalem się po stolikach i od razu zauwazylem Zayna. Podszedlem do stolika i usiadlem na wprost kumpla.
- Kurde Zayn, tak mi glupio, przepraszam...- poczulem wyrzuty sumienia, ze przerwalem im randkę.
- Juz Ci mowilem, ze luz. Jeśli chodzi o was, to Per nie ma nic przeciwko.
- Serio? Przecież za mną nie przepada.,.
- Byka po prostu na Ciebie wsciekla. Ona tez widzi, jak Ty i Sel się kochacie. Chcemy Wam pomoc...
- Muszę Ci cos powiedzieć...- zaczalem. Mialem zamiar porozmawiać z nim o tym, co zaszlo kilka dni temu.
- Co takiego?- spytal. Ja tylko glosno westchnalem i zaczalem mu wyjaśniać:
- W polowie naszego wyjazdu rozmawialem z Sel... Pocisnela mi równo. Nie wiedzialem, co mam jej powiedzieć.., Ale potem przeprosila mnie i... i mi się oddala.
- Slucham?! Pieprzyles się z nią?- Zaynem nie dowierzal.
- Ehm... no tak to można ująć. Czulem, ze ona tego chce, tak jak ja. Ona wciąż mnie kocha.
- I to nie masz pojęcia, jak mocno Cie kocha. Rozmawialem z nią... po pierwszym ognisku. 
- Ona powinna być ze mną na tym ognisku i calym wyjeździe, a nie z Hache! 
- Teraz to juz za późno. Jedyne co możesz zrobić, to postarać się, by na następne ognisko jechala z Toba.
- Wiem... Mam tylko nadzieje, ze ona tego nie żaluzje...
- Ale czego? 
- No tego, co stali się kolo domku...
- To gdzie wy to robi liście?!- Zaynem się zasmial.
- No na tej hustawce , co stalą na werandzie...- odpowiedzialem kumplowi.
- Serio?! Nie mam pojęcia, jak Wam się to udalo xD
- Bardzo śmieszne!- walnalem go w ramie. Zaynem się trochę nasmiewal, a ja czekalem aż laskawie skończy. Po chwili mina zrzedla mi jeszcze bardziej. Dlaczego? Bo obok kawiarni przeszly dwie dobrze znane mi osoby... Sel i Hache. Smiali się, startowali w najlepsze i co gorsza wyglądali jak szczęśliwa, zakochana para... kiedy to zobaczylem doslownie się wkurwilem.
- Harry, co je...- Zaynem zauwazyl, ze cos ze mną nie gra, ale jak spojrzal w tum samym kierunku co ja, to zrozumial od razu.
- Kurwa, Harry, to przecież oni...
- Naprawdę?! Myślisz, ze jestem taki ślepy i glupi?!- wrzasnalem na kumpla.
- Stary, spokojnie, nie musisz się drzec od razu na pol kawiarni.
- Nie zniose tego dluzej, rozumiesz?! Albo ja odzyskam, albo to koniec! - zdecydowalem. Zapewne zrobilem to zbyt pochopnie.
- Harry, zastanów się dobrze... Najpierw odkrec sytuacje z Kendall i dzieckiem....
- Dziecko... Cholera jasna!- nagle mnie oswiecilo.
- Co znów?- spytal Zayn. Widzialem, ze nie bardzo mnie teraz rozumial.
- No bo ja i Sel...- sciszylem glos-... Zaynem, kurwa... my się nie zabezpieczylismy!
- My?! Przecież my nic nie zrobiliśmy!- Zaynem spojrzal na mnie jak na debila.
- Nie my! Tylko ja i Sel... nie zabezpieczylismy się... i ja się w nią...- gestykulowalem. Zaynem znieruchomial. Spojrzal na mnie i dziwnym glosem skomentowal:
- Poplynales chlopie... i to ostro poplynaleś...- podsumowal mnie. Ale jestem idiota...

Selena:
       Wyjechaliśmy poza miasto. Nie wiedziałam dokąd jedziemy, ale wiedziałam, że będzie miło i sympatycznie. Okazało się, że Hache wybrał się nad jakąś wodę. Ciężko mi było określi, czy to jest jezioro, rzeka, czy po prostu jakis zbiornik z wodą. Ale to miejsce było tak cudownie oświetlone, że aż zdawało się być nieco romantycznie. Hache zatrzymał się pod jaką tamą i zsiadł z motoru. Zrobiłam to samo.
- Gotowa?- spytał po chwiili.
- Na co?- spytałam zdezorientowana. Patrzyłam na niego, a on delikatnie się usmiechnął.
- No na to, żeby tam wejść.- wskazał na wysoki mur, który wcześniej nazwałam "tamą".
- Eee... serio?
- Tak :) Chyba się nie boisz? Chodź...- wyciągnął do mnie rękę. Po chwili wahania podałam mu dłoń i poszliśmy w stronę tego muru. Weszlismy po śmiesznych małych schodkach do góry. Hache pomógł mi usiąść na brzegu, a sam usiadł koło mnie. Rozejrzałam się i zobaczyłam cudowną panoramę Londynu. 
- Jej... Tu jest obłędnie!- zachwyciłam się widokiem- Nie wiedziałam, ze istnieje tak wspaniałe miejsce...
- A widzisz... Nie jestem stąd, ale znam tu pewne miejsca...- odpowiedział po chwili.
- Jest prześlicznie... Dziękuję.- odwróciłam się w jego stronę. Hache przez chwile milczał i tylko się na mnie patrzył. Poczułam, że się rumienię na twarzy.
- Nie masz za co mi dziękować...
- Mam... Gdyby nie Ty...- zająkałam się. Hache przysunął się do mnie i delikatnie położył palec na moich ustach. Poczułam jak moje serce zaczyna mocniej bić.
- Jesteś cudowną dziewczyną, Sel... Bardzo dobrze wiesz, jak wiele bym dla Ciebie zrobił... 
- Hache...
- Przyjechałem tu tylko ze względu na Ciebie. - patrzył mi w oczy, a ja co raz bardziej czułam się zawstydzona.
- Pomyślałem, że może warto spróbować o Ciebie zawalczyć... Chociaż dobrze wiedziałem, że on tu jest i będzie zawsze. - pogłaskał mnie po policzku. Przeszliśmy razem wiele chwil, ale Hache nigdy nie powiedział mi tak miłych słów. Poczułam się kochana, na nowo kochana.
- Wiesz, że Cię uwielbiam...- zaczęłam- Wciąż jeszcze kocham Harrego... Ale on... on nie jest już dla mnie- spojrzałam mu głęboko w oczy- Chcę spróbować Hache... Choćby na chwilę, ale chcę spróbować...- podjęłam tę decyzję już dawno. W końcu znalazła się chwila, żebym mogła o niej powiedzieć.
- Zrobię wszystko, żebys tego nie załowała... Wszystko, Sel... ;*- oznajmił i na moich ustach złożył delikatny, niesmiały pocałunek. Z chwilą, która trwała wiecznie, nasze pocałunki stały sie bardziej namiętne i spragnione czegoś wiecej. Hache delikatnie mnie objął, po czym pochylił do tyłu, zebym mogła się położyć na ziemi. Był cały czas nade mną, całując mnie. Jego usta błądziły po moim ciele, a ja oddawałam sie rozkoszy. W nim było coś, co strasznie mnie pociągało, ale nie przerodziło sie to w miłość. Może z czasem sie to zmieni... 
        Spędziłam z Hache ponad 4 godziny. Kiedy zrobiło się już dosyc późno odwiózł mnie do domu. Pod koniec naszej podróży pozwolił mi poprowadzić swój motor. Mówił, że jest ze mnie dumny, bo bardzo dobrze mi idzie. Zatrzymalismy sie pod budynkiem, w którym mieszkałam. Zsiadłam z motoru, pożegnałam się z nim ogromnym całusem i machając mu poszłam do domu. Dochodząc do klatki czułam coś dziwnego, a po chwili usłyszałam oklaski, ironiczny śmiech i czyjś głos mówiący pogardliwie:
- No pięknie, Selena... Ogromne brawa dla Ciebie...- uniosłam głowę do góry i zobaczyłam przed sobą...
C.D.N.
********************************************************************

Przepraszam Was za wszystkie błędy i tą głupią czcionkę, ale cały odcinek pisałam na tablecie... Tnie mi się on strasznie! I nie mogę na nim nic poprawić... :( Następny odcinek będzie pisany na laptopie, obiecuję! :*

Czekam niecierpliwie na dodanie kolejnego odcinka! Ale najpierw.....
.
.
.
Bardzo proszę o komentarze :)


wtorek, 18 listopada 2014

odcinek 20 "- (...) Nie jestem juz w stanie tego wytrzymać. Boli mnie cialo, dusza i serce. Nie chce takiego życia! "

Jestem w tak ogromnym szoku, że jest prawie 6,5 tysiąca wyświetleń! Bardzo, ale to bardzo Wam za to dziękuję! :* Jesteście cudowni :) Powiedzcie mi tylko dlaczego w stosunku do tej liczby jest tak mało komentarzy? Nie chcę za każdym razem pisać o tych komentarzach, bo nie po to tu jestem... ale z drugiej strony bardzo mi sie poprawia humor, kiedy widzę fajną ilość komentarzy :) Oczywiście dziękuję za te 5 komentarzy, o które Was prosiłam, cieszę się, że daliście radę :* Mam nadzieję, że pod tym odcinkiem ich ilość nie będzie mniejsza ;)

Zapraszam do czytania i komentowania :)


Odcinek troszkę +18 ;) 
**************************************************************
Potrzebowałam świeżego powietrza. Wyszłam na werandę i usiadłam na huśtawce. Odepchnęłam się lekko nogą i zaczęłam się bujać. Pogięłam nogi do góry i oparłam brodę na kolanach. Patrzyłam się przed siebie. Jezioro zanikało pod ciemnym niebem. Wokół było cicho. Przymknęłam oczy i zaczęłam rozmyślać o tym, co wydarzyło się od wczoraj. Cały czas miałam w głowie rozmowę z Zaynem i z Barbarą. Ciężko mi było uwierzyć w niektóre rzeczy. Lekko westchnęłam i otworzyłam oczy. Ujrzałam przed sobą...

Ujrzałam przed sobą Harrego. Zatkało mnie. Nie spodziewałam się, ze nagle stanie tu przede mną. Przez chwilę  poczułam jakby moje serce się zatrzymało, a ja przestałam oddychać. Ocknęłam się dopiero po kilku sekundach, kiedy niepewnie spytał:
- Mogę się dosiąść?- jego wzrok utkwił we mnie. Huśtawka się zatrzymała, a ja bez słowa wzruszyłam ramionami. Było mi obojętne, czy usiądzie czy nie i po co przyszedł. Harry chyba nie zauważyli mojego lekceważenia i usiadł obok mnie. Rozchuśtał lekko huśtawkę. Znów oparłam gole na kolanach. Przez pewien czas oboje nic nie mówiliśmy. Nie zamierza lam robić tego pierwsza, bo to on tu przyszedł. Ja go nie zapraszałam. 
- Myślałem, ze nikogo tu nie będzie...-odezwał się po 2 minutach. Huśtawka zdążyła zatrzymać się juz cztery razem, a on na nowo ja bujał. Teraz zrobił to samo. Coś chyba jednak musiało się stać skoro chciał pozbyć tu sam. Miałam jednak wątpliwości, czy spytać go co się stali. Nie wiedziałam czy mam ochotę słuchać o Kendall, bo to na pewno o nią chodzi. Ale Harry nie czekając na to co powiem i czy w ogóle się odezwę zaczął swój monolog:
- Życie co raz bardziej daje mi w kość. Wiem, że sobie zasłużyłem. Należy mi się to wszystko jak cholera! Nie wiem tylko jak długo będę miał sile to znieść. Myślałem, ze juz dawno zrozumiałem jaki jestem nieodpowiedzialny, ale za je iście się mylilem. Nie jestem juz w stanie tego wytrzymać. Boli mnie cialo, dusza i serce. Nie chce takiego życia! Nie z nią... jej starzy chcą ślubu... zanim urodzi się dziecko.- zalamal ręce. Wkurzylam się:
- I co? Sadzisz, ze znów Cie uratuje od ślubu? Trzeba bylo uważać w co wkladales...- zacielam się- Nie licz na mnie, Harry. Jesteś dorosly, masz swój rozum.- zatrzymalam hustawke- Miales szanse, ja tez... Zmarnowalismy ja oboje. Możemy sobie tylko pogratulować.- wstalam z lawki.
- Masz racje...- szepnal. Kpi sobie ze mnie?
- Wiem, ze mam racje. Przynajmniej nie zaliczylam wpadki, jak Ty.- wiem, ze moja slowa w tym momencie go zranily. Nie powinna mówić takich rzeczy, tym bardziej, ze to dziecko prawdopodobnie nie jest jego. Ale należy mu się, za zdradę i inne oszustwa. Nie obchodzi mnie w tym momencie to, ze będę zalowac swoich slow. Harry nie skomentowal w ogóle tego, co powiedzialam. Siedzial naprawde zalamany na tej huśtawce, a ja nie mialam pojęcia czy mam zostać, czy stad isc. Zacisnelam żeby i usiadlam spowrotem na hustawke. 
- Przepraszam za to, co powiedzialam. Sama mam różne problemy i dylematy. Dowiedzialam się wielu rzeczy w tak krótkim czasie, ze tez nie wiem ile to wytrzymam. Chcialabym zapomnieć, ale to ani trochę nie jest możliwe... Wybacz mi, Harry.
- Kurwa, Sel! Tak bardzo za Tobą tesknie! - wypalił tak nagle. Osłupiałam. Spojrzałam na niego, a on zlapal się za wlosy, po czym podniosl glowe i spojrzal na mnie. Wpatrywal się we mnie swoimi zielonymi oczami. Pojawilo się w nich cos magicznego. Jego wzrok zawsze na mnie działał. Teraz było tak samo.  Przysunal się powoli bliżej mnie, aż czulam nad sobą jego oddech. Podniosl dlon do gory i dotknal mojego policzka. Czulam zapach jego ciala. Dzialal na mnie jak narkotyk. Oddech mi przyspieszał, wargi zaczynaly drzec. Nie wiem, które z nas nie wytrzymalo, ale sekundę później juz się calowalismy. Pocalunki byly namietne i cudowne. Pragnelam go, bezgranicznie go pragnelam.
- Pozwól mi Cie dzisiaj mieć, blagam Sel...- prosil miedzy pocalunkami. Nie zdazylam i nie chcialam nic powiedzieć. Harry calowal juz delikatnie moja szyje i powoli schodzil do dekoltu. Mialam na sobie krótkie spodenki i koszulkę na ramiaczkach, a pod spodem strój kąpielowy. Zsunal ramiaczka mojej bluzki i rozwiazal górę od stroju. Przeszly mnie dreszcze. Nie wyobrazalam sobie tego teraz... jak? Ale Harry juz wiedzial jak... Objal mnie ramieniem i delikatnie, ale szybko polozyl na siedzeniu lawki. Nie przestając mnie calowac zdjal energicznym ruchem moje spodenki. Pociągnal za sznurek od majtek i pozbyl mnie nich. Wplotłam ręce w jego loki. Wciąż pamiętałam, jak to uwielbiał. Z domku dobiegły jakieś głosy.
- Harry ktoś uslyszy! - zaprotestowalam nagle. Ale by było, jakby ktoś teraz tu stanął...
- Nikt nie uslyszy... tylko bądź cicho.- pocalowal mnie mocno. Usta miał wygięte w lekkim uśmiechu, czułam to. Jego dlon znalazla się miedzy moimi nogami. Wiedzialam, co by chętnie teraz powiedzial, ale musial się powstrzymać. Przymknelam oczy odchylając glowe do tylu. Wtedy poczulam, jak Harry bardzo pewnie we mnie wchodzi. O mój Boże!
- Mmhm...!- jeknelam zaciskajac usta. Harry od razu zatkal mi usta pocalunkiem. Ruszal się energicznie, a ja modlilam się w duchu, żeby huśtawka nie zaczela skrzypiec. 
- Selena, nie wytrzymam dlużej...!- jęknal mi do ucha. Ja wolalam kompletnie nic nie mówić. Sama czulam, ze nie wiele mi juz trzeba i za chwilę dojde. Jeszcze jego dlon zacisnela się na mojej piersi. Znów zamknelam oczy oddając się rozkoszy. Oboje byliśmy bardzo blisko orgazmu, gdy nagle...:
- Selena, gdzie jesteś?! - glos Perrie wynurzyl się zza domku.
- Harry, to Per, proszę...- poprosilam by przestal, chociaż wlasnie moim cialem wstrząsnął dreszcz spowodowany okropnie cudownym orgazmem. Tuz za mną Harry doznal identycznego uczucia przepelnionego rozkosza. 
Tak szybko jak tylko byłam w stanie podnioslam się z lawki, ubralam spodenki, zabralam strój i ucieklam. Zostawilam Harrego samego. Nie próbowal mnie wcale zatrzymać. Pobieglam do Perrie. Stała tuz przy schodach, na których siedzialam z Zaynem.
- Jestem!- powiedziałam do niej. Zauwazyła mnie dopiero po chwili.
- Gdzieś Ty była? - zapytała od razu.
- Byłam sie przejsc. Potrzebowałam tego.- odpowiedziałam od razu, ani przez sekunde sie nie wahając. 
- Moglas chociaz powiedziec, ze wychodzisz. Hache sie martwił...
- Aha..- przez ta cala sytuacje zapomnialam kompletnie o Hache. Lekko usmiechnelam sie do Per i weszlam do domku. Wszyscy siedzieli w salonie. Hache zauwazyl mnie od razu. Mial dziwna mine. Podeszłam do niego i usiadłam na poreczy fotela, na ktorym siedział.
- Gdzie bylas?- spytał od razu pol szeptem. Nie chcial, by ktos nas slyszal.
- Bylam sie przejsc... Źle się czuję.- odpwiedzialam. W tej chwili faktycznie zle sie czulam. Bylo mi slabo i niedobrze. W myślach zgoniłam to na seks z Harrym. 
- Czemu nic nie mowilas? Chcesz sie polozyc?- zaproponowal. Jak zawsze byl dla mnie mily. Zabolalo mnie coś w srodku, gdy tylko pomyslalam o tym, co mu przed chwila zrobilam.
- Tak. Ale najpierw musze wziac prysznic...- zgodzilam sie. Hache wstal z fotela.
- Idziemy z Seleną do pokoju. Selena źle sie czuje, musi troche odpocząc. Milego wieczorku.- zwrócił sie do wszystkich, po czym wziął mnie na ręce i zaniosl do naszego pokoju. Wzielam swoja piżamę i recznik i poszlam do lazienki wziać prysznic. Kiedy wrocilam do pokoju, Hache siedział na łóżku w samych bokserkach. Budowa jego ciała bardzo różniła się od Harrego. Był trochę...większy. Miał szersze ramiona i mocniej wyrzeźbiony brzuch. Był przystojny, nawet bardzo. Ale najbardziej czarował jego uśmiech. Te oczy, które zawsze wtedy się zwężały i stawały malutkie. Mozna nawet powiedziec, ze byl lepszy niz Harry. Ale dlaczego nie potrafilam sie w nim zakochac? Czemu wciaz wolalam Harrego?
- Pomogla kąpiel?- spytal Hache widzac, ze stanelam na srodku pokoju i patrzylam sie w podloge.
- Troche... - odpowiedzialam i odlozylam ciuchy. Usiadlam potem obok Hache na lozku. 
- Moge Ci jakoś poprawic Twoj humorek :)- usmiechnal sie lekko.
- Jak?- zainteresowalam sie. Chcialam zrobic teraz cokolwiek, byleby nie miec w glowie Harrego.
- Hm... proponuje najpierw to...- pochylił sie nade mna, dłonią złapał moj podbrodek i złozył na moich ustach pocałunek. Całował tak samo cudownie jak Harry. Najwieksza roznica bylo to, ze Harrego calowalam zawsze z miloscia. Odwzajemnilam jego pocałunki. Poczułam, jak powoli przechyla mnie do tylu tak, bym polozyla sie na plecach. Byl teraz nade mna. Podsunelam sie troche do gory, a on powędrował za mną. Znajdował sie teraz między moimi nogami. Na chwile przerwał pocałunki, zeby powiedziec:
- Nie zrobię niczego, czego byś nie chciała. Mam Ci tylko poprawić humor, a nie przyprawić o jeszcze większe zawroty głowy :)- uśmiechnął się tak cudownie, że tym razem to ja go pocałowałam. W tym momencie postanowiłam sobie, ze za wszelka cene musze go pokochac. Nie mogę życ nadzieja, ze Harry do mnie wroci.

Harry:
5 minut... Zaledwie tyle czasu mogłem ją znów mieć przy sobie. Chociaż Selena od razu uciekła, to jednak czułem, że wciąż mogę o nią walczyc... Ale jak to zrobić skoro bede mial dziecko z Kendall? Przeklinam dzien, w ktorym Sel wyjechala i poznalem Kendall. Nie miałem w ogóle zamiaru wracać do domku. Zostałem jeszcze na zewnątrz patrząc w niebo, które zaczynało sie chmurzyć, bo na niebie było widocznych co raz mniej gwiazd. Położyłem się na łce z jedną nogą na ziemi, żeby móc się lekko huśtać. Ręce położyłem za głowę, zamknąłem oczy i starałem sie wymyslic coś, co sprawi, że Selena do mnie wróci. Po paru minutach doszedłem do wniosku, ze tutaj nic nie zdzialam. Muszę poczekac az wrocimy z wakacji. Wtedy Selena będzie miała ograniczony kontakt z tym całym Hache, a ja będę mogl znowu o nia zawalczyc. Z moich zamyśleń wyrwał mnie śmiech. Dobiegał z gory, z pokoju, ktorego okna byly tuz na hustawka. Byl to pokoj Seleny i Zayna. Śmiech nalezał do Sel... Poczułem ogromna zazdrosc. To ja powinienem byc tam teraz z nia, a nie on. Nie daruje sobie, jesli jej nie odzyskam. Ten koles pozaluje tego, ze w ogole smial tknac Selene. Mega wkurzony wstalem z hustawki nie mogac sluchac tego, jak dobrze sie bawia. Siegnalem do kieszeni spodenek sprawdzajac, czy to, co wczesniej tam schowalem wciaz tam jest. Na szczescie bylo. odszedlem od domku w strone jeziora. Zdjalem koszulke i usiadlem nad brzegiem. Wyjalem z kieszeni skreta i zapalilem go. Po dwoch minutach wskoczylem do wody. Tego mi trzeba bylo. Do domku wróciłem po jakis 40 minutach. W salonie był tylko Zayn i Liam. Przysiadlem sie do nich i siedzielismy tam tak do bardzo pozna. 

Selena:
Noc minela starsznie szybko. Obudzilam sie przed 9. Hache jeszcze spal. Usmiechnelam sie na jego widok i wyszlam z lozka. Zauwazylam, ze obok nie bylo juz Per. Pogoda za oknem dzisiaj byla deszczowa i pochmurna, ale bylo cieplo. Zalozylam na siebie sweterek i kapcie i zeszlam na dol. Perrie szalala juz w kuchni.
- Znowu Ty robisz śniadanie?- spytalam wchodzac. Odwrocila sie w moja strone usmiechnieta.
- Ostatnio uwielbiam gotowac. Szczegolnie, ze Zayn to chwali hehe :D- bylam zadowolona. Cieszyłam sie, z jej szczescia. Zayn jest wspanialym chlopakiem, zasluguje na nia. 
- Chwali, bo sam nie musi tego robic :P- wystawiłam jej język. Podeszłam do lady i nalałam sobie cieplej kawy, ktora pewnie przed chwila zaparzyla Per. Z kubkeim w reku usiadlam przy stole. Perrie stałam nad garnkami. Z tego co zauwazylam robila dla wszystkich jajka z bekonem. Pół godziny później zjawili sie nasi towarzysze i smacznie zajadalismy sie śniadaniem. Po śniadaniu przywitalismy sie z TV ogladajac jakas beznadziejna komedie.
Po południu troche sie rozjasnilo, wiec zrobilismy malego grilla z towarzystwem piwa i wina.

Pobyt nad jeziorem minal strasznie szybko. Pogoda bardzo nam dopisala, za wyjatkiem tego jednego dnia. Szczesliwi i wypoczeci wrocilismy do Londynu. Za pare dni kazdego z nas czekal powrot do rzeczywistosci, czyli pracy. 
Po wejsciu do mojego mieszkania poczulam sie samotna. Hache pojechal do swojego hotelu, a reszta do swoich domow. Zostawilam walizke w przed pokoju i usiadlam na kanapie w salonie. Czułam sie dziwnie... miałam wrażenie, że coś się wydarzy. Czy to będzie coś złego?
C.D.N.
****************************************************
Wybaczcie mi za moje błędy, ale odcinek pisałam na tablecie, a on trochę dziwnie funkcjonuje xD . 
Jakość tego odcinka oceniam jako przeciętny, ale mam nadzieję, że Wam się spodobał ;) .
Kolejne odcinki myślę, ze będą bardziej ciekawsze, ponieważ mam parę sytuacji w głowie, które mogą namieszać w opowiadaniu :) Czekam już niecierpliwie na odpowiednia ilość komentów i wstawiam "odcinek 21"!! 

Pamiętajcie! 
Wciąż liczę na komentarze!!! :*

poniedziałek, 3 listopada 2014

odcinek 19 "- Czemu tak nagle zmieniłaś o nich zdanie?"

Nie wiecie jak miło jest zobaczyć, że co raz więcej z Was stara się komentować!!! 
Czekam na więcej!!! :**** I teraz następny odcinek pojawi się po 5 komentarzach!! :)
Dacie radę?! 

Teraz kolejna sprawa.... Kamila Wiśniewska, Kochana jak widać nie jest tak łatwo o te komentarze... staram się, jak mogę i mam nadzieję, że mogę na Ciebie liczyć, bo Ty możesz liczyć na mnie zawsze <3
Tak samo, jak i reszta komentujących... :)

Dzisiaj krócej niż zwykle, ale... miłego czytania !
*******************************************************************
20 minut później leżałam w łóżku w piżamie, gotowa do spania. Obok mnie leżał Hache, który pracował jeszcze na laptopie. Dziwiło mnie trochę, że na takim zadupiu jest zasięg do internetu. Udawałam, ze śpię. Jednak tak naprawdę nie mogłam usnąć. Leżałam z zamkniętymi oczami i myślałam o rozmowie z Zaynem. Wciąż nie sądziłam, że wyjawienie Harremu prawdy coś da. Byłam z nim w ciąży... Tego dziecka już nie ma i nie będzie. A Kendall nie straciła dziecka. Za parę miesięcy je urodzi. Harry będzie tatą...

Na drugi dzień rano wstałam równo z Perrie. Ogarnęłyśmy się trochę i postanowiłyśmy zrobić reszcie śpiochów śniadanie i kawę. Czekałam tylko aż Per zapyta mnie o wczorajszą rozmowę z Zaynem. Wytrzymała raptem 15 minut:
- O czym gadałaś tak długo z Zaynem?
- A co zazdrosna? :)- próbowałam żartować.
- Nie :p Wcale, wiesz?- udawała, a zazdrość wprost z niej kipiała.
- Wiem, że jesteś zazdrosna, ale mi nie ufasz? :P
- Tobie ufam, ale Zaynowi nie :)
- Oj przestań! On nie jest taki jak Harry...
- O nim gadaliście?
- A o czym innym miałabym gadać z Zaynem?
- I co z tego wynikło?- zmartwiła się widząc, że posmutniałam.
- W sumie niewiele... Dowiedziałam się, że Harry jest z Kendall, bo "musi". Że Zayn wie o mojej ciąży...
- Sel, ja... - chciała się wytłumaczyć, ale jej nie pozwoliłam na to. 
- Nie chcę tego słuchać, Per. Trudno. Tak musiało być. Zayn uznał, że wyjawienie Harremu prawdy coś pomoże. Ale ja nie mam pewności. 
- Dlaczego? To genialny pomysł.
- Nie, Perrie. Tego dziecka już nie ma. I więcej nie będzie. 
- Co Ty gadasz? Lekarz przecież wyraźnie Ci powiedział, że nie ma 100% pewności, że znów nie zajdziesz w ciążę. Proszę Cię, Sel...
- Dobra, nie mówmy o tym. Harry i tak będzie miał dzieci z kimś innym. Nie ze mną. 
- O czym Ty mówisz, Sel? Kendall jest w ciąży?!
- Ehm...- uuuups... zapomniałam się, super!- Perrie, skończmy lepiej to śniadanie, bo wszyscy zaraz pewnie zejdą na dół...- kiwnęła głową na zgodę i dokończyłyśmy szykować śniadanie. Jakieś 15 minut później wszyscy zajadaliśmy się przy ogromnym stole. Parzyłam ukradkiem na Harrego. Nie wydawał się być bardzo szczęśliwy. Bolało mnie serce, gdy musiałam na to wszystko patrzeć. Musiałam szybko znów zająć się śniadaniem, bo czułam, że za moment na nowo będę ryczeć. Inni wesoło gadali przy śniadaniu. Czułam się w tej chwili tutaj zbędna. Tylko ja miałam załamaną minę. Skończyłam jeść i momentalnie poczułam jak mnie zemdliło. Było to bardzo dziwne uczucie. Nic ciężkiego nie zjadłam, żeby móc to tak szybko zwrócić. Ale chyba jednak musiałam wyjść.
- Wybaczcie...!- ledwo wypowiedziałam to słowo i wyleciałam z kuchni jak oparzona. Usłyszałam tylko za słowa słowa:
- Ja za nią pójdę...- był to głos Hache. Zjawił się chwilę po mnie w łazience. Akurat kończyłam... 
- Boże, myślałam, ze nie wytrzymam... Dobrze, że na dole też jest łazienka... - lekko się uśmiechnęłam patrząc z podłogi na Hache. On od razu przy mnie kucnął.
- Co się stało, Mała? Nigdy tak nie miałaś.
- Nie wiem. Pewnie to przez jedzenie. Albo tą wczorajszą ilość kiełbasek, jaką zjadłam :)- próbowałam się uśmiechnąć. Hache za ten czas namoczył ręcznik wodą i przetarł mi usta. Byłam mu za to wdzięczna.
- Faktycznie, zjadłaś ich sporo :)- na jego ustach też pojawił się mały uśmiech. Jednak wyglądał wciąż na zmartwionego.
- Już się lepiej czujesz?- spytał po chwili.
- Tak, ulżyło mi. Możemy iść do reszty...- podniosłam się z podłogi. O dziwo wszystko faktycznie było już okej. Hache złapał mnie w pasie i wróciliśmy do stołu. Niektórzy spytali jak się czuję, a niektórzy dziwnie na mnie patrzyli. Była to oczywiście Kylie i jej siostra. Po śniadaniu Perrie i Zayn zostali by umyć naczynia, a reszta poszła na zewnątrz. Ja udałam się do pokoju. Musiałam się na chwilę położyć. Hache gadał z Niallem, więc go nie było ze mną. Po kilku minutach ktoś zapukał i wszedł do pokoju.
- Hej, Sel. Mogłybyśmy pogadać?- moim oczom ukazała się Barbara. Nie spodziewałam się jej. 
- Barbara, co Ty tu robisz?- bardzo się zdziwiłam widząc ją w drzwiach. 
- Chciałam tylko porozmawiać... Ale jak nie chcesz to sobie pójdę.- odparła. Jej mina była bardzo przygnębiona. Ewidentnie było widać, że coś ją gryzie. Tylko co?
- Zostań.- zatrzymałam ją- Dawno nie rozmawiałyśmy.- powiedziałam i poprosiłam ją, by usiadła koło mnie na łóżku. Zrobiła to po chwili.
- Bardzo dawno...- zgodziła się ze mną- Odkąd wróciłaś nie zamieniłyśmy nawet całego zdania. Wiem, że Perrie jest Twoją najlepszą przyjaciółką. Ja zawsze lepiej dogadywałam się z Kylie.
- Tak, to prawda. Jednak Was obie też kochałam i traktowałam jak przyjaciółki. 
- Zauważyłam, że wiele się między nami zmieniło. Wiem, że to wina Kylie... no i Kendall.
- Głupio mi, ale niestety muszę przyznać Ci prawdę.
- Nie chcę, żebyśmy się przez nie kłóciły i nie lubiły. Nie jestem taka jak one. 
- Nie rozumiem Cię... Przecież się nie kłócimy.
- Jeszcze nie. Ale nie lubisz mnie juz tak, jak kiedyś. 
- Skąd Ci to przyszło do głowy? Nie zrobiłaś mi nic złego. Ani ja Tobie, ma nadzieję.
- Nie, oczywiście, że nie! Ale wciąż trzymam się z Kylie. Nie chcę, żebyś mierzyła mnie tą samą miarą, co ją i Kendall.
- A czemu tak uważasz, że robię?
- Wiem, że Harry zdradził Cię z Kendall. To Kylie ich ze sobą poznała. I to jeszcze w ten sam dzień, co wyjechałaś. 
- W ten sam dzień? Nie wiedziałam, że tak szybko się poznali...
- Ona wtedy wróciła. Od razu zauważyła Harrego. On ja też, tyle że był pijany... Sel, nie chcę, żebyś myślała, że to też moja wina. Mówiłam Kylie, by odradziła Kendall Harrego. Nie słuchała mnie... A teraz wyszło to całe bagno.
- Barbara, do czego zmierzasz? 
- Sel, chciałam tylko Cię prosić o to, byś walczyła o Harrego. Nie pozwól mu być z Kendall...
- Co?!- patrzyłam na nią zszokowana.
- Proszę, obiecaj, że tak zrobisz...
- Ale czemu? Harry powinien być z nią, będą mieli dziecko. Nie mogę nic zrobić. Poza tym ja i Hache...
- Nie jesteście razem. - przerwała mi- Nie każdy to widzi, ale ja tak. Wiem, że go nie kochasz. Fakt, Harry jest wściekły, gdy was widzi razem. Oboje robicie sobie na złość. 
- Barbara... Kurde! On zrobił dziecko innej. Jak ja mam to wybaczyć?
- Postaraj się, proszę Cię, Sel... 
- Czemu tak na to nalegasz?
- Bo Harry nie może być z Kendall.
- Słuchaj, Barbara... oni będą rodzicami, urodzi im się dziecko... Będą szczęśliwą rodziną. Ja nigdy nie dam tego szczęścia Harremu. Nigdy, rozumiesz?
- Jak nigdy?- nie wierzyła w moje słowa.
- Poroniłam... Nie mogę mieć dzieci, Barbara...
- Jak to? Kiedy?!- złapała mnie za rękę.
- Byłam w ciąży z Harrym. Dowiedziałam się po wyjeździe, kiedy juz poroniłam. Lekarze uznali, że mogę już nie mieć dzieci.
- Tak mi przykro, Sel.. Boże, nie wiedziałam...- przytuliła mnie. Poczułam się, jakbym tuliła siostrę.
- Nie szkodzi. Wiedziała o tym tylko Perrie, Zayn i Hache. 
- A Harry? Nic mu nie mówiłaś?
- Nie. I się nigdy tego nie dowie. To przez niego straciłam nasze dziecko.
- Nie mów tak...
- Taka jest prawda. Zdenerwowałam się, gdy zobaczyłam zdjęcie Harrego i Kendall...
- Dlatego nie możesz pozwolić, by Harry z nią był!
- Barbara... Czemu tak Ci na tym zależy?- dociekałam.
- Jesteście moimi przyjaciółmi. Chcę ratować was i całą naszą paczkę.
- Przecież w naszej paczce jest okej.
- Nie jest i nie będzie, dopóki są w niej Kylie i Kendall... a przynajmniej Kendall.
- Czemu tak nagle zmieniłaś o nich zdanie?
- Bo obie oszukują Harrego...
- Jak to oszukują?!- zbiła mnie totalnie tymi słowami.
- Wczoraj podsłuchałam je, jak rozmawiały... Wiem, że Kendall jest w ciąży... i wierzyłam, ze jest to dziecko Harrego... bo w końcu tak mówiły. Harry też się do tego przyznał. Ale go okłamały! Kendall nie spodziewa się jego dziecka!
- O kurwa...!- wymsknęło mi się. Po słowach Barbary moje serce odżyło i odzyskało nadzieję. 
- Kocham was wszystkich... jesteście moimi przyjaciółmi, ale Kylie nas zdradziła. Nie mam sumienia ukrywać tego, co usłyszałam. Nie przed Tobą...
- Dziękuję... Nie wierzę w to wszystko... po prostu tego jest za wiele.- spojrzałam jej w oczy.
- Też w to nie wierzyłam. Ale Kendall oprócz Harrego miała jeszcze jednego chłopaka, w tym samym czasie....- dodała. Pogadałyśmy jeszcze chwilę i potem obie zeszłyśmy na dół. W domku nikogo nie było, więc wyszłyśmy na zewnątrz. Wszyscy grali w nogę. Usiadłyśmy z Barbarą i obserwowałyśmy grę. Po paru minutach Barbara zamieniła Kylie, która nie chciała już grać. Dopiero teraz zauważyłam, że po przeciwnej stronie 'boiska' siedziała Kendall. Spojrzałam na nią. Jej mina niczego nie wyrażała. Mogę się założyć, że w ogóle nie cieszyła się, że tutaj jest. Za to reszta grających była prze szczęśliwa pobytem tutaj. po chwili usłyszałam krzyk w moją stronę:
- Sel! Zmienisz mnie?- była to Danielle.
- Jasne!- zgodziłam się i weszłam na boisko. Byłam w przeciwnej drużynie Harrego. Pasowało mi to. Tym bardziej, że stał na bramce, a ja bardzo dobrze strzelałam. Akcja najpierw rozgrywała się powoli. W końcu piłka była w naszych rękach na stronie przeciwnika. Mieliśmy szansę strzelić gola. Lou podał szybko piłkę do Liama. Ten niestety nie zdążył do niej podbiec i leciała teraz w moją stronę. Szybko podbiegłam do niej celując w nią prawą nogą. Kopiąc piłkę tuż pod samą bramką poślizgnęłam się i z lecącą piłką wpadłam do bramki, przewracając po drodze Harrego. Upadłam na tyłek, a potem na plecy, a Harry wylądował na mnie, przypadkowo wbijając mi łokieć w brzuch.
- Hura!- krzyczała moja drużyna, bo zdobyliśmy gola. Ja jednak czułam ból w dole brzucha.
- Ałaaa...- jęknęłam w pewnej chwili, bo coś strasznie mnie zakuło. 
- Wszystko w porządku ?- Harry się zmartwił. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Tak, wszystko okej... Mógłbyś ze mnie zejść?
- Ehm... Jasne, przepraszam. Czekaj, pomogę Ci...- podniósł się i podał mi rękę. Sięgnęłam po nią i wstałam. 
- Strzeliłaś mi gola... :)- uśmiechnął się lekko próbując chyba rozładować napięcie, jakie było między nami.
- Tak samo, jak kiedyś Ty mi...- wypaliłam nie kontrolując swoich słów. Harry spojrzał na mnie, jakby zobaczył ducha. Widziałam, ze chciał o coś spytać, bo nie rozumiał o co mi chodzi, ale odwróciłam się od niego i odeszłam kawałek.
- Nic Ci nie jest, Mała?- podbiegł do mnie Hache.
- Jest okej. Dostałam łokciem w brzuch, ale naprawdę jest spoko...- odparłam patrząc mu w oczy. On od razu mnie przytulił. Pomyślał pewnie o tym samym, co ja. 
- Gramy dalej, czy leci do wody?- zawołał Liam. Wszyscy zgodnie wybraliśmy wodę. Wzięliśmy potrzebne rzeczy i poszliśmy. Po chwilowym szaleństwie i skokach do wody z opony, chłopacy zaczęli grać w wodną siatkówkę. Nie miałam ochoty grać. Wciąż jeszcze bolał mnie brzuch. Leżałam cały czas na leżaku, starając się choć trochę opalić. Po jakimś czasie zaczęliśmy się zbierać do domku. Czułam cały czas czyjś wzrok na sobie. Nie chciałam się odwracać i szukać kto to, bo mogłam się tylko tego domyślić. Zabraliśmy wszystko z plaży i wróciliśmy do domku. Ktoś przygotował podwieczorek, a potem każdy zajął się sobą. Potrzebowałam świeżego powietrza. Wyszłam na werandę i usiadłam na huśtawce ( ). Odepchnęłam się lekko nogą i zaczęłam się bujać. Pogięłam nogi do góry i oparłam brodę na kolanach. Patrzyłam się przed siebie. Jezioro zanikało pod ciemnym niebem. Wokół było cicho. Przymknęłam oczy i zaczęłam rozmyślać o tym, co wydarzyło się od wczoraj. Cały czas miałam w głowie rozmowę z Zaynem i z Barbarą. Ciężko mi było uwierzyć w niektóre rzeczy. Lekko westchnęłam i otworzyłam oczy. Ujrzałam przed sobą...
C.D.N.
*************************************************************************
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
pliiiiiiiiiiiiiiiiiiis ! :*