Hej! :)
Wstawiam dla Was kolejny odcinek. Podejrzewam, że to może być mój ostatni odcinek przed moja przeprowadzką. Chociaż zrobię wszystko, żeby jeszcze jeden odcinek pojawił się w przyszłym tygodniu ;)
Wcześniej nie dam rady, bo w weekend mam 6 egzaminów na uczelni... Masakra :(
Mam nadzieję, ze rozumiecie taka sytuację...
*********************************************************************************
- Ehm… Przepraszam Was… Ale nie
wiem, czy dobrze usłyszałem… w ciąży? W jakiej ciąży?- Harry zrobił taką minę,
jakiej w życiu u niego jeszcze nie widziałam. Moja 'sąsiadka' też miała pełną
grozy minę. Chyba domyśliła się, że odwaliła ogromną lipę! Żeby tego jeszcze
było mało w tym momencie do sali weszła zadowolona Perrie, a za nią Zayn i
Barbara.
- Cześć!- przywitała się Per
wchodząc. Podejrzewam, że nie zdążyła zobaczyć Harrego i mojej grobowej i
wystraszonej miny.
- A co Wam się stało?- spytała po
chwili niepewnie. Harry podniósł się z krzesła i po chwili spytał naszych
przyjaciół:
- Wiedzieliście, że Selena jest w
ciąży, prawda? Wiem, że to wiedzieliście!- wkurzył się.
- Eee…-
zająkał się Zayn.
- Odpowiedzcie mi do cholery!- prawie że krzyknął Harry.
-
Harry...- próbowałam zacząć to jakoś wytłumaczyć, ale on mi po prostu nie dał
tego zrobić.
- Nie
Ciebie się pytam, Sel!- spojrzał na krótko w moją stronę, a potem znów na
Zayna, Per i Barbarę.- Głusi jesteście?!- nikt nie miał odwagi się do niego
odezwać. Nawet Zayn, co bardzo mnie dziwiło. Per mu powiedziała o ciąży...
- Do
diabła z takimi przyjaciółmi!- wkurwił się na maxa i wyszedł z sali trzaskając
drzwiami. Między nami wciąż była niemiłosierna cisza. Nawet moja 'sąsiadka' nic
się nie odzywała. Szkoda, żę 5 minut temu nie chciało się jej tak milczeć.
-
Przepraszam, to przeze mnie...- nagle odezwała się winowajczyni. Wszyscy na nią
spojrzeliśmy. Musiałam im oczywiście wyjaśnić, co się stało, zanim zrobi to
ona...
- Harry
mnie odwiedził... przyniósł czekoladki no i tak wyszło, że Kimberly
(przyp.autora: sąsiadka z sali) wygadała się, że jestem w ciąży. Weszliście
akurat w tym momencie...- odparłam.
- Nie tak
to miało być, cholera...- wypaliła Per, a Zayn ukradkiem ją szturchnął. Czułam,
ze coś kombinują.
-
Oczywiście mam rozumieć, że Wy dwoje...- wskazałam na Barbarę i Zayna-..
dowiedzieliście się wszystkiego od Per.
- To nie
tak, Sel...- zaczęła Barbara.
- Już
drugi raz, Per. Rozumiem tamto... ale teraz? -wkurzyłam się. Per nie wiedziała,
co powiedzieć. Dopiero po chwili się odezwała:
-
Chcieliśmy pomóc...
- Po co?
Prosiłam Cię o to? Chyba nie! Nie chcę od Was żadnej pomocy! Rozumiecie?
Żadnej...
- Nie
będziesz szczęśliwa, Sel...- odparł Zayn.
- A skąd
Wy to możecie wiedzieć? Nie potrzebuję takiej pomocy! Możecie już sobie iść.
Odwiedziny zakończone.- popatrzyłam na każdego z nich i zdecydowałam. Czekałam
aż wyjdą z sali. Nie bardzo sie do tego kwapili.
- Na co
czekacie? Nie zmienię zdania, nawet jeśli będziecie tu tak sterczeć!- Perrie
spojrzała na mnie i jako pierwsza wyszła z sali wkurzona. Potem wyszła Barbara,
a na końcu Zayn. Spojrzał jeszcze na mnie, powiedział "cześć" i
wyszedł.
- Szlag
by ich...- przeklęłam ich pod nosem. A w szczególności Perrie. Moja
'sąsiadka' cały czas milczała. Wiedziałam, że chciała coś mi powiedzieć, ale
się powstrzymuje. I bardzo dobrze. Jeszcze jej mądrości mi potrzeba. Odwróciłam
się do niej tyłem i próbowałam usnąć. Udało mi się to po jakiś 20 minutach.
Harry:
- Do
diabła z takimi przyjaciółmi!- wysyczałem im prosto w twarz i wyszedłem z tej
okropnej sali. Zawiodłem się na nich, jak nigdy. Zdrady Taylor i wyjazd Sel tak
nie bolały, jak kłamstwo najlepszego przyjaciela- Zayna. Wybiegłem ze szpitala
i wsiadłem do mojego auta, które stało na parkingu tuz przy wejściu. Ruszyłem
stamtąd natychmiast, nie chcąc spotkać przez przypadek kogoś z moich
"przyjaciół". Ruszyłem przed siebie. Dobrze wiedziałem, gdzie teraz
jadę. Potrzebowałem tego bardziej niż powietrza. Dojechałem w to miejsce po 15 minutach.
Zaparkowałem z tyłu budynku i wysiadłem. Podszedłem do głównego wejścia, przed
którym stało dwóch napakowanych kolesi w garniturach. Przywitałem się z nimi:
- Cześć
chłopaki.- podałem rękę jednemu, a potem drugiemu.
- Witaj
Styles. Dawno u nas nie byłeś.- odpowiedział pierwszy.
- Nie
miałem czasu. Teraz to nadrobię ;)- uśmiechnąłem się do nich chytrze.
- Mamy
nadzieję.- drugi posłał mi identyczny uśmiech.
- Właź
Styles. Zanim te hieny z brukowców Cię przyuważą. Nie potrzebujemy ich tutaj. -
odparł pierwszy i wpuścili mnie do środka. Minąłem główne wejście. Za nim
znajdowała się ogromna sala. Na wprost wejścia był długi bar, a wszędzie na
około tańczyły półnagie laski, stojąc na podestach. Tak, uwielbiałem ten klub.
Podszedłem do baru, mijając po drodze kilku znajomych facetów siedzących przy
stolikach. Było dziś nawet kilka dziewczyn, które też znałem i które nie jeden
raz dla mnie tańczyły. Był to oczywiście klub ze striptizem. Jednak nie był to
ten jeden z tych ekskluzywnych klubów dla bogaczy, tak jak pewnie myśleliście.
Tak naprawdę była to wielka, zapchlona dziura.
- Siema
Harry.- przywitał mnie barman. Był najporządniejszym gościem w całym tym
klubie. Zawsze zastanawiam się, co on tu robi.
- Cześć.
To samo, co zawsze, po proszę.- złożyłem u niego zamówienie i po chwili
otrzymałem szklankę whisky z lodem. Żadna whisky mi nie smakowała tak, jak ta.
Dlatego zawsze ją tu piłem.
- Jest
dziś Tom?- zapytałem po chwili barmana. Wypiłem jednym łykiem całą whisky i
kazałem wlać sobie następną.
- Tak,
jest u góry, ale łatwi jakieś interesy. Niedługo powinien być wolny.
- Extra,
dzięki.- wziąłem kolejną szklankę i wypiłem jej zawartość. Posiedziałem przy
barze kilka minut, gdy ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłem się i zobaczyłem
za sobą Toma.
- Siema
stary, kupę lat.- odezwał się pierwszy, podając mi rękę. Tom był wysokim, dość
szczupłym, ale przypakowanym kolesiem. Miał może z 27 lat. I do tego
był Niemcem, który biegle posługiwał się językiem angielskim.
- Hej.
Masz to, co zawsze?- zapytałem go od razu. On się zaśmiał.
- Jasne,
że mam. Zapraszam na górę.- wskazał na schody. Wstałem bez wahania i ruszyłem
ku schodom. Tom szedł przez chwilę za mną, ale po chwili mnie wyminął i
zagrodził mi wejście na schody mówiąc:
- Mam
nawet coś lepszego. Za tę sama cenę. Spodoba Ci się.- i ruszył do góry. W ogóle
nie obchodziły mnie jego słowa. Chciałem po prostu coś dostać. Cokolwiek. Nie
ważne za ile, ważne by działało. I działało. Na serio całkiem nieźle, co
poczułem już po pierwszych 2 minutach od zażycia cudownego lekarstwa na ból.
Selena:
Mój sen nie trwał długo. Po ponad pół godzinie ktoś wszedł
dl sali. Otworzyłam powoli oczy. Obok mojego łóżka ktoś siedział. Musiałam
zamknąć i znów otworzyć oczy, żeby uwierzyć kto tu siedzi.
- Co
tutaj robisz?- zapytałam zaspanym głosem.
- Też nie
jestem szczęśliwa, że muszę Cię oglądać.- jej głos był przepełniony
nienawiścią. Tak, dobrze myślicie, to była moja ukochana przyjaciółka, Kylie.
- W takim
razie, po co tu przyszłaś?- ponowiłam pytanie.
- Nie z
własnej woli. Przypadkiem się dowiedziałam, ze tu leżysz.- odpowiedziałam tym
samym tonem. Co się z nią stało? Zawsze było okej, nigdy się nie pokłóciłyśmy.
Nigdy.
- Nie
musiałaś się fatygować w odwiedziny. Mogłaś przejść obojętnie.- odparłam równie
niemiłym głosem.
-
Chciałam, ale nie mogłam się powstrzymać. Byłam ciekawa, co tu robisz.
- Nie
Twój interes, co tutaj robię.- warknęłam. Okropnie działała mi na nerwy.
- Chyba
jednak nie.- odpowiedziała szybko- Wiem, ze wczoraj miałaś wypadek. Przykro mi
z powodu Twojego... chłopaka.
- Po co kłamiesz?
Może kiedyś i byłoby Ci przykro, ale teraz na pewno nie jest! - skrzywiłam się
samo wspomnienie tego, co było wczoraj.
- Uspokój
się, bo Ci to jeszcze zaszkodzi. Nie chcę mieć nikogo na sumieniu.- zakpiła.
- Już
powinnaś mieć!
- Niby
kogo? Nie rozumiem Cię, Selena. Ale mniejsza o to... Przyszłam tu z innego
powodu. Czuje to dziecko?
-
Ha...ha...słucham? A co Cię to interesuje? Dziecko jest moje i więcej niech Cię
nie obchodzi.
- Musi
obchodzić i będzie. Nie pozwolę, aby moja siostra przez Ciebie została z
niczym!
- Mogła
się nie puszczać z każdym kolesiem.- syknęłam obwiniając Kendall.
- Jak
śmiesz?!- zdenerwowała się.
- Boli
prawda, co? Myślisz, że nikt tego nie wie? Wszyscy dobrze wiedzą, ze Twoja
siostrzyczka miała kogoś, gdy spotykała się z Harrym!
- Ty
zdziro! Nie pozwolę Ci obrażać mojej siostry! Sama nie jesteś lepsza!
- Boli
Cię to, że nikogo nie masz! I nie porównuj mnie ze swoją siostrą, bardzo Cię o
to proszę! Ja przynajmniej byłam dziewczyna Hache, nawet jeśli z nim spałam!
- Bo Ci
uwierzę...! Spróbuj tylko powiedzieć Harremu o swojej ciąży, to pożałujesz!
- Skąd Ci
to przyszło w ogóle do głowy? Co go to interesuje?
- Wiem,
że widywałaś się ze Stylesem po powrocie. Na pewno się z nim puściłaś zanim
przyjechał tu ten Twój Kochaś!
- Nic nie
wiesz... Wyjdź stąd i to już!- wkurwiła mnie.
- Z
przyjemnością. Pamiętaj tylko, co Ci powiedziałam- wstała z krzesła i podeszła
do drzwi. Korzystając z okazji, ze już jest jedną nogą za drzwiami powiedziałam
do niej:
- Harry
już wie o ciąży. Sam się dziś z rana o tym dowiedział. - wzrok Kylie spoczął na
mnie. Widziałam w nim taką złość, że nikt nie mógłby sobie tego wyobrazić.
Zacisnęła pięści i zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Jeszcze
jej mi tu było trzeba...- westchnęłam opadając spokojnie na poduszkę. Wtedy
drzwi od łazienki, która była w mojej sali, otworzyły się i wyszła z niej
Kimberly. Ja to mam z nią pecha...
-
Przepraszam, ale słyszałam, że ktoś u Ciebie jest i nie chciałam tym razem też
przeszkodzić...
- I tak
wszystko słyszałaś, więc żadna to dla mnie różnica...- odparłam.
-
Selena... Wiem, że znamy się dopiero od dzisiaj, ale... może chciałabyś
porozmawiać?
- Wybacz,
ale nie... Nie mam ochoty się tym przejmować...
- Okej...
chciałam tylko pomóc.- odpowiedziała i położyła się do łóżka.
-
Dziękuję...- szepnęłam. Poczułam, że jest jej przykro. Na nią tez byłam trochę
zła. Ale skąd ona mogła wiedzieć?
Godzinę później odwiedziła mnie moja pani doktor. Miała
juz wszystkie wyniki moich badań. Dzięki Bogu mój Dzidziuś był cały i zdrowy. Nie
ucierpiał ani trochę podczas wypadku. Tym sposobem dr Torres oznajmiła mi, że
za 2 dni będę już mogła wyjść, o ile wszystko będzie tak dobrze, jak teraz. I
na szczęście było. Dwa dni później, tak jak obiecała doktor Torres, mogłam
wyjść ze szpitala. Przyjechała po mnie moja menagerka, abym sama nie musiała
wracać. Wtedy dowiedziałam się, że pogrzeb Hache odbędzie się dopiero za
tydzień ze względu na to, że prokuratura prowadzi śledztwo. Zrozumiałam też, że
będę musiała złożyć zeznania w tej sprawie. Bardzo tego nie chciałam, ale
musiałam. I to już następnego dnia po wyjściu ze szpitala.
Przesłuchanie ani trochę nie było miłe. Wróciło
wszystko w ciągu kilku sekund. Każde wspólne spędzone chwile w Londynie, jak i
w Los Angeles. Z wypadku nie pamiętałam zbyt wiele, ale była pewna, że nie była
to nasza wina. Policjanci powiedzieli mi to samo. Wróciłam do domu taksówką. Weszłam do domu. Byłam cholernie głodna. Dzięki mojej kochanej menagerce, która zrobiła mi wczoraj zakupy miałam pełną lodówkę. Wyjęłam z lodówki piersi z kurczaka, które pokroiłam w kostkę i chwilę później podsmażałam na patelni bez oleju. W między czasie wyjęła paczkę mieszanki sałaty i włożyłam połowę opakowania do miski. Zdjęłam podsmażonego kurczaka z patelni i odłożyłam na bok, żeby trochę przestygł. Do sałaty wkroiłam pomidora i kawałek papryki. potem dodałam kurczaka i zrobiłam sos. Mój obiad był przepyszny... Nałożyłam sobie trochę na talerz i juz miałam zabierać się za jedzenie, gdy ktoś zadzwonił do moich drzwi. Odstawiłam talerz i nie wiedząc kogo się spodziewać poszłam otworzyć drzwi. Nie zdążyłam spojrzeć na osobą stojąca za drzwiami, gdy usłyszałam pytanie:
- Błagam powiedz, że to jest moje dziecko...- przede mną stał Harry
. Bardzo
zdziwiłam się, że to właśnie on przyszedł. Spodziewałam się raczej
Perrie, albo chociażby Zayna. Ale nie, to był Harry. Otworzyłam szerzej
drzwi i nie wiedząc, czy jestem już gotowa na ta rozmowę wpuściłam go do
mieszkania. Wszedł bez słowa, a gdy zamknęłam za nim drzwi znów spytał:
- Selena, ja muszę wiedzieć...to moje dziecko?- jego twarz wyglądała jak
mordka małego psiaka. Czułam, jak jego wzrok prosi mnie, żebym potwierdziła
jego pytanie. W głębi serca bardzo chciałam mu wyznać i wnet wykrzyczeć
"Tak, to Twoje Dziecko!", ale nie umiem tego zrobić. Nie teraz...
Wszystko jest zbyt świeże, żeby o tym mówić.
- Chcesz się czegoś napić?- spytałam, unikając odpowiedzi.
- Nie, dziękuję... - odparł i podszedł o krok bliżej mnie.
- Nie wiem... nie wiem, dlaczego chcesz o tym rozmawiać...- powiedziałam po
chwili.- Wtedy...w szpitalu, to wszystko źle wyszło... Kimberly palnęła głupotę
przez przypadek...
- Gdyby tego nie zrobiła, to nie wiem kiedy dowiedziałbym się o Twojej
ciąży! Miałaś zamiar mi w ogóle o tym powiedzieć?
- Harry, ja sama dopiero co się dowiedziałam... Przed... przed wypadkiem
nie miałam pojęcia...
- Czyli jest szansa, że to moje dziecko?- Harry nie mógł przestać o to pytać.
- Harry, dobrze wiesz, że...
-...tak. Ono może być moje, Sel. Pamiętasz? To nad jeziorem? Albo u Ciebie?
- Pamiętam...- szepnęłam. W tej chwili Harry zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Padłam przede mną na kolana i objął mnie w pasie.
- To moje dziecko, jestem tego pewien...- prawą ręką dotknął mojego małego jeszcze brzucha.
- Wstań Harry...- poprosiłam go. On jednak nie zamierzał tego zrobić. Dopiero jak złapałam go za ręce, Harry się podniósł...
C.D.N.
******************************************************************************************
PRZECZYTASZ? SKOMENTUJ! ;)