Hej !
Trochę zbyt późno, ale stwierdzam, że za bardzo drastyczny wyszedł mi ostatni odcinek... ;/ Przepraszam Was... ale jakoś tak mnie naszło... Obiecuję, że więcej takich odcinków nie będzie :*
Druga sprawa... bardzo chciałam dodać odcinek kilka dni temu, a na 100% postanowiłam sobie, że dodam go w Wigilię... ale niestety przez pracę i obowiązki w domu nie dałam rady :( Ale dziś wciąż są Święta i na prezenty jeszcze nie jest za późno! :D
*********************************************************
- Ale doktorze, my musimy ją zobaczyć!- krzyczała Perrie.
- Niestety, tylko rodzina może wejść do pacjentki.
- Problem w tym, ze ona ma tylko nas! Jej rodzice się nią nie interesują, nawet ona nie wie, gdzie mieszkają, ma tylko nas!- odpowiedziałem. Lekarz spojrzał na nas i po chwili milczenia pozwolił nam do niej wejść. Leżała na łóżku w jasnoniebieskiej koszuli, w którą zdążyły ją już przebrać pielęgniarki. Miała otwarte oczy, ale patrzyła się tylko w sufit. W ogóle nie zareagowała na to, że do niej weszliśmy.
- Selena...- Perrie się rozpłakała i padła na kolana przy jej łóżku. Mi również spłynęła łza po policzku..
Siedziałem z Perrie u Seleny około 15 minut. Sel ani razu na nas nie spojrzała. Nawet nie drgnęła. Perrie ciągle płakała, a ja nie wiedziałem już co zrobić. Widząc jej bezwiednie leżące ciało moje serce pękało na pół. Z sekundy na sekundę nie byłem w stanie na nią patrzeć. Zacząłem teraz siebie obwiniać za to, co się stało. Bo gdyby Selena została ze mną w Londynie i nigdzie nie wyjechała, to nie poznałaby Hache i jechałaby ze mną na tą cholerna imprezę.
- Harry, czy Ty możesz się zamknąć?- nagle Perrie wybuchnęła szeptem. Spojrzałem na nią, jak na głupią.
- O co Ci chodzi?- zapytałem ją.
- Myślisz na głos. Wszystko słychać, a nie jesteś tu sam. - dyskretnie wskazała na Sel. Aż tak odleciałem? To niemożliwe...
- Jedź do domu, Harry...- dodała i złapała Sel mocniej za rękę.
- Nie...- kiedy chciałem zaprotestować, do sali wszedł lekarz.
- Państwo jeszcze tutaj siedzą?- zdziwił się.
- Doktorze, ona naprawdę nie ma nikogo tylko nas.- powiedziała Perrie, a ja przytaknąłem jej słowom.
- Dobrze, rozumiem. Nie będę Was teraz wyganiał, ale za 15 minut będziecie musieli wyjść. Selena będzie zabrana na kolejne badania.
- Jakie badania? Co jej się stało doktorze?- zapytała Perrie. Też chciałbym dokładnie wiedzieć, co jej się stało w trakcie tego wypadku.
- Wasza przyjaciółka miała wiele szczęścia... Dzięki Bogu obiła sobie tylko mocno prawą stronę ciała, ma ogromne siniaki, ale żebra są na szczęście całe. Prawa strona twarzy również została obita, ale rany w ciągu 2-3 tygodni powinny się zagoić. Podejrzewam, ze najbardziej ucierpiała psychika Seleny. Może to potrwać przez kilka tygodni albo dni. To zależy od niej, bądź od przyjmowanych leków. Ale o tym, czy dostanie jakieś leki zadecydujemy po kolejnych badaniach.
- Ale jakie to badania? Konkretnie?- zapytałem, bo tego nam nie powiedział.
- Najpierw wykonamy USG, a następnie RTG, jeśli będzie to możliwe.
- A czemu może to być niemożliwe?- spytała Per.
- Tego na razie nie będę Państwu mówił. Proszę z nią jeszcze chwilę posiedzieć i najlepiej dużo do niej mówić, ale o rzeczach nie związanych z jej zdrowiem i wypadkiem. Potem proszę zostawić swoje numery telefonów u pielęgniarek i jechać do domu odpocząć. Po badaniach i wynikach odezwę się do Państwa osobiście.
- Dobrze, panie doktorze. Dziękujemy...- odezwała się Perrie.
- To jest tylko moja praca. Do zobaczenia.- odpowiedział i wyszedł. Perrie nie odezwała się do mnie ani słowem, tylko położyła głowę na łóżku Sel. Nie chciała stąd pewnie wychodzić, tak samo jak ja. Spojrzałem na Selenę, nie zareagowała nawet na przyjście lekarza. Choć mówił, że nie jest z nią tak bardzo źle, to ja się z nim jednak nie zgadzam. Na jej twarzy wyraźnie widać cierpienie... Kilka minut później w sali zjawiła się pielęgniarka, która przyszła zabrać Selenę na badania, o których mówił nam lekarz.
- Perrie, musimy iść...przyszła pielęgniarka.- Próbowałem odsunąć ją od łóżka Sel. W końcu mi się to udało. Wyszliśmy z sali, a po chwili pielęgniarka wyprowadziła Sel na wózku. Reszta naszych przyjaciół, którzy czekali przed salą bardzo się przerazili, kiedy ujrzeli ja na tym wózku. Po chwili zniknęła nam za zakrętem.
Selena:
Nie pamiętałam nic. Nie chciałam pamiętać. Straciłam GO... na zawsze. Jeszcze Per i Harry co chwilę powtarzają, że "będzie dobrze". Oni chyba nie wiedzą, co mówią. Harry się zamyślił. Nie spoglądałam na nich, ale wszystko czułam. Nic przez chwilę nie mówił, a potem zaczął myśleć na głos. Wymówił JEGO imię. Nie lubił go. Zawsze to wiedziałam. Perrie opieprzyła Go za to. Znów na chwilę zamilkł, bo ktoś wszedł do sali. Po głosie poznałam, że to lekarz. Nic złego mi nie dolega... Czy oni w ogóle wiedzą, jak ja się czuję od środka?! Moje serce krwawi! Moja dusza umiera! Chcę im to wykrzyczeć, ale nie mogę. Moje ciało nawet nie drgnie. Lekarz mówi o jakiś badaniach. Zapamiętuję tylko jedno... USG... USG... O-mój-Boże! Nie! Nie chcę! Nie zgadzam się! Ale nikt mnie nie słyszy... Lekarz wychodzi, a ja nie mam siły w ogóle zareagować. Widzę przed sobą tylko sufit... a może to ściana? Mija czas i przychodzi pielęgniarka. Perrie i Harry wychodzą. Znów mam ochotę, żeby coś powiedzieć, chcę ich zatrzymać... ale wciąż nie mogę. Nie zostawiajcie mnie! Wyszli. Pielęgniarka coś do mnie mówi i podnosi mnie. Staram się jej pomóc, ale średnio mi to wychodzi. W końcu sadza mnie na wózku. Jak jej się to udało? Wywozi mnie z sali. Ktoś krzyknął. To oni- moi przyjaciele. Są wszyscy. Czekają. Jest nawet Harry, wciąż tu jest. Słysze płacz. Są w szoku, wiem o tym. Ja też. Pielęgniarka wiezie mnie dalej. Skręcamy na końcu korytarza. Nie słyszę żadnych głosów. Pusty korytarz. Wjeżdżamy do jakiejś sali. Ktoś jest w środku.
- Panie doktorze, przywiozłam pacjentkę- mówi pielęgniarka.
- Dziękuję siostro. Proszę teraz przygotować Selenę do badania.
- Dobrze.- wózek zatrzymał się przed jakimś łóżkiem. Pielęgniarka pomogła mi wstać i położyła mnie na tym łóżku. Przygotowała mnie do USG i odeszła. Po chwili stanął przede mną lekarz.
- Seleno, słyszysz mnie?- usiadł obok i przysunął sobie sprzęt. Kiwnęłam głową, ze go słyszę. Uśmiechnął się. Udało mi się samej ruszyć! Powoli odwróciłam głowę w jego stronę. Widziałam go. Szykował jakąś maszynę.
- Zrobię Ci teraz USG. Jak pewnie wiesz, to nic nie boli. Muszę sprawdzić, czy w środku wszystko jest całe, po Twoim wypadku.- mówił patrząc na mnie. Znów kiwnęłam głową. Lekarz uśmiechnął się ponownie i zaczął badanie. Poczułam coś zimnego i lepkiego. To ten żel...
- Siostro?!- zawołał po chwili doktor wyraźnie wystraszony. Sama przeraziłam się jego zachowaniem. Co się dzieje? Co jest nie tak?
- Tak, doktorze?- zjawiła się pielęgniarka.
- Proszę pilnie wezwać doktor Torres, dobrze?
- Juz po nią dzwonię.- i wyszła. Lekarz na mnie spojrzał i po chwili się odezwał:
- Wszystko jest w porządku, proszę się nie denerwować. Muszę tylko skonsultować pewną rzecz z doktor Torres. - po minucie zjawiła się w gabinecie jakaś kobieta. Uśmiechnęła się i podeszła do lekarza.
- Wzywałeś mnie?- odezwała się patrząc na mnie.
- Tak. Chciałbym Cię prosić, żebyś zbadała moją pacjentkę. Zmian chirurgicznych nie ma, ale...- zamilkł. Wstał, a na jego miejscu usiadła pani doktor.
- Nazywam się Elizabeth Torres i jestem ginekologiem...- ginekologiem?! Moje serce na chwilę przestało bić. Tylko nie to...
- Twój lekarz poprosił mnie, żebym Cię zbadała...- wzięła do ręki urządzenie i znów poczułam ten okropnie zimny żel- Widzę, że miał 100% rację, żeby mnie wezwać.- odezwała się po chwili.- Chciałabym Cię jednak najpierw o coś spytać...- kiwnęłam głową, że się zgadzam.
- Pierw chciałabym się dowiedzieć, czy byłaś kiedyś w ciąży?- moja głowa kiwnęła "TAK".
- Urodziłaś to dziecko?- moja głowa kiwnęła "NIE".
- Poroniłaś?- "TAK". Pani doktor na chwilę zamilkła. Zbadała mnie jeszcze raz i odparła:
- Jeśli pozwolisz, to jeszcze dziś przejmę Twoją pacjentkę, Steven- zwróciła się do lekarza- Seleno... Jesteś w ciąży.- dodała patrząc już na mnie. Słucham??? Że co, proszę? W ciąży?!
- Tak myślałem... Oczywiście, teraz Selena jest Twoją pacjentką. Ale jeszcze będę musiał przeprowadzić za jakiś czas kontrolę.- doktor Torres bez niczego się zgodziła.
Badanie dobiegło już końca. Pielęgniarka posadziła mnie na wózku i czekałam, co dalej ze mną będzie.
- Teraz pielęgniarka odwiezie Cię na salę. Weźmiesz rzeczy, jeśli jakieś masz i za jakieś 30 minut przeniesiemy Cię na ginekologię- oznajmiła mi doktor Torres.
- Nie.- zaprotestowałam od razu. Powiedziała to głośno?
- Ale Seleno, musisz być teraz na moim oddziale. Nie mamy pewności, czy dziecku się nic nie stało.
- Nie chcę... Nie teraz... Nie mówcie im... proszę...- mówiłam z małym przerwami. Sama nawet wyczułam, że mój głos był prawie nieobecny. Pani doktor spojrzała na lekarza i oboje zgodzili się, by na razie nikomu nie mówić o ciąży i póki co, zostawią mnie w sali, na której do tej pory leżałam.
Po 5 minutach leżałam już w "moim" łóżku szpitalnym. Perrie i Harry weszli do mnie od razu. Chyba nie jechali do domu. Tym razem patrzyłam na nich prawie normalnym wzrokiem. Przez pierwsze minuty zastanawiałam się, jak im powiedzieć o ciąży. Bałam się. Dlatego na razie nie powiedziałam nic.
Po jakimś czasie pojawiła się w sali doktor Torres. Harry i Per zdziwili się, że widzą innego lekarza. Stanęła po drugiej stronie mojego łóżka i oznajmiła do moich przyjaciół:
- Poproszę Was teraz, abyście wyszli na chwilę, dobrze? Muszę porozmawiać z Seleną.- miała bardzo sympatyczny głos i lekki uśmiech na twarzy. Perrie uścisnęła moją dłoń i wstała.
- Perrie...- odezwałam się cicho. Nie chciałam, żeby ona wychodziła. Pani doktor spojrzała pierw na mnie, a potem na Perrie i pozwoliła jej zostać, ale Harry musiał wyjść. Z dziwną miną spojrzał na mnie i po chwili wyszedł.
- Pani doktor, co jest z Seleną? Badania miały trwać dłużej...- zaczęła Perrie. Pani doktor przysunęła sobie stołek do łóżka i usiadła na nim. Dopiero potem odpowiedziała:
- Z tego co mi wiadomo, to miał być jeszcze zrobiony rentgen, ale na razie musimy to badanie przełożyć.
- USG coś wykazało?- Perrie naprawdę się o mnie martwiła. Pani doktor patrząc na mnie mówiła:
- I tak i nie. Pokazało coś, czego nikt z nas się raczej nie spodziewał. Ale na szczęście nie jest to nic groźnego. Wszystkie wewnętrzne narządy mamy całe, więc nie mamy się o co tutaj martwić.
- Ale o co chodzi z tym.. z tym, co zobaczyliście?- zawahała się Perrie.
- Selena na początku poprosiła, aby nikomu na razie o tym nie mówić. Teraz jak widać sama chciała, abyś została z nią przy tej rozmowie. Więc teraz muszę to powiedzieć...
- To proszę, niech pani doktor to wreszcie powie...!
- Doktor Stevens wezwał mnie i poprosił, abym zbadała Selenę osobiście. Wezwał mnie w trakcie wykonywania USG, ponieważ zauważył, że Selena jest w ciąży... a ja jestem ginekologiem. Zrobiłam drugi raz badanie i potwierdziłam diagnozę doktora.
- Eee... w ciąży? Znowu?! Sel..!- głos Perrie wahał się pomiędzy irytacją, a śmiechem. Pewnie była zaskoczona, nie?
- Wiem, że Selena była już w ciąży, którą niestety poroniła. Według wstępnego USG, które niedawno było wykonane, mogę powiedzieć tylko tyle, że jest to co najmniej 3 tydzień. Nie były widoczne także żadne powikłania z powodu wcześniejszego poronienia, czy też z powodu dzisiejszego wypadku. Ale dla pewności chciałabym zostawić Cię na kilka dni w szpitalu. Zrobię Ci jeszcze kilka badań i dokładniejsze USG. Z samego rana, po obchodzie, przeniesiemy Cię na mój oddział.
- Dobrze...- powiedziałam już w miarę normalnym głosem. Na twarzy Per i doktor Torres zagościł szeroki uśmiech. Pani doktor po chwili wstała i wyszła z sali. Wcześniej Per poprosiła ją, aby jeszcze przez chwilę nikogo nie wpuszczała. Zostałam więc sama z Perrie.
- Dosłownie nie wiem, co mam powiedzieć... Czy mam Cię dobić na tym szpitalnym łóżku, czy co?
- Jak uważasz...- odpowiedziałam cicho. Per się zaśmiała, po czym spoważniała i znów się odezwała:
- Wiem, że to dziecko Harrego. Mieliście parę wyskoków po Twoim powrocie. Tylko on ma takie zdolności rozmnażania się.
- Nie mów mu...- zaznaczyłam od razu. Perrie nie miała wyjścia i musiała się zgodzić.
- Okej. Sama będziesz musiała mu o tym powiedzieć. Masz szanse go odzyskać...
- Nie chcę.- zaprzeczyłam.
- Teraz może i nie, ale za pewien czas będziesz go bardzo potrzebowała. Zobaczysz...- zadziwiło mnie jej podejście do tej sprawy. Sama sobie jeszcze tego nie poskładałam, a ona tu o takich rzeczach już gada. Takiej jej nie znałam. Chciałam coś powiedzieć, ale ktoś w tym momencie zapukał do drzwi. Był to Harry, bo jego głowa ukazała się w drzwiach.
- Mogę?- spytał niepewnie. Perrie pozwoliła mu wejść.
- Jak się czujesz? Co mówiła lekarka?
- Dobrze...- odpowiedziałam. Perrie wyręczyła mnie z drugiej części odpowiedzi:
- Sel wciąż wiele nie mówi. Odpowiada krótko na pytania. Ale czuje się dobrze. Jutro przenoszą ją na inną salę.
- Inną salę? Dlaczego?- przysiadł z drugiej strony łóżka na miejscu, na którym siedziała doktor Torres.
- USG wykazało jakieś zmiany...- odparła Perrie.
- To chyba nie powód, żeby ją gdzie indziej przenosić.
- Musi być na innym oddziale, Harry.
- Na ginekologii, prawda? Widziałem plakietkę tej doktórki. Ona jest ginekologiem. Co jest grane?- nalegał. Perrie przez chwilę nic nie mówiła, więc ja zaczęłam:
- Wypadek spowodował...- nie chciałam mu teraz nic mówić. Przyjdzie na to czas. Teraz coś wymyślimy.
- Podczas wypadku... Sel uszkodziła sobie... coś, co wymaga opieki ginekologa...- wymyśliła Perrie.
- Coś? To nie wiecie dokładnie co?- Harry chyba łyknął przynętę... Na szczęście!
- Nie do końca. Jutro będzie wiadomo więcej. Po konkretnych już badaniach.- wyjaśniła mu Per. Harry już nic nie skomentował, tylko spojrzał na mnie. Przez chwilę miałam wrażenie, ze chce mnie dotknąć, ale się powstrzymuje. Poczułam nagłe zmęczenie. Mogliby już pójść...
- Idźcie już...- wyszeptałam. Moje oczy stawały się co raz cięższe.- Jest bardzo późno...
- To co. Zostaniemy z Tobą.- odezwał się Harry.
- Idźcie, proszę...
- Wyganiasz nas?- zażartowała Perrie.
- Tak.- odparłam z zamkniętymi już oczami. Po chwili nie słyszałam już nic. Po prostu odpłynęłam...
C.D.N.
*******************************************************
Na dziś to by było tyle ! :)
Odcinek w pół ciekawy... ale przynajmniej bez strasznych opisów hehe ;)
Dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze pod ostatnim odcinkiem :*
Tym samym życzę Wam spóźnionych, ale szczerych spokojnych i wesołych Świąt i już Szczęśliwego Nowego Roku :** Ponieważ w tym roku już nie będzie nowego odcinka...
Nie będę składać żadnych obietnic, ale postaram się dodać nowy odcinek 1 lub 2 stycznia! :)
Więc zaglądajcie, komentujcie i oczekujcie nowego odcinka!!!!!!! :)
Jeszcze raz WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO !!! :* <3
czwartek, 25 grudnia 2014
sobota, 6 grudnia 2014
odcinek 22 "- Ale jeśli coś się stanie, nie przychodź potem do mnie."
Taaaa Daaaam !!
Troszkę późno, ale zdążyłam... prezent dla Was na Mikołajki! New odcinek! :)
Ale zanim ruszycie do treści odcinka, chciałam odpisać ogólnie na kilka komentarzy pod ostatnim postem... Oczywiście chodzi mi o postać Hache :) Mianowicie... dostał on swoją "rolę" w moim opowiadaniu i ma przeznaczony dla siebie los... nie chciałam robić tego tak szybko, ale po prostu w trakcie pisania ręka sama mnie niosła w słowach i tak wyszło, że...
Sami przeczytajcie ! ;)
*******************************************************
Spędziłam z Hache ponad 4 godziny. Kiedy zrobiło się juz dosyc późno odwiózł mnie do domu. Pod koniec naszej podróży pozwolił mi poprowadzić swój motor. Mówił, że jest ze mnie dumny, bo bardzo dobrze mi idzie. Zatrzymalismy się pod budynkiem, w którym mieszkałam. Zsiadłam z motoru, pożegnałam się z nim ogromnym całusem i machając mu poszłam do domu. Dochodząc do klatki czułam coś dziwnego, a po chwili usłyszałam oklaski, ironiczny smiech i czyjś głos mówiący pogardliwie:
- No pięknie, Selena... Ogromne brawa dla Ciebie...- uniosłam głowę do góry i zobaczyłam przed sobą...
...zobaczyłam przed sobą Harrego. Stał pod klatką oparty o ścianę. Mój wspaniały humor prysł, jak bańka mydlana.
- Co tutaj robisz?- spytałam go po chwili i podeszłam do drzwi, aby otworzyć je kodem. Choć bolało mnie serce na sam jego widok, to starałam się być jednak obojętna. Wbiłam kod i drzwi się otworzyły.
- Przyszedłem zobaczyć, jak świetnie się bawisz beze mnie.
- Słucham?!- stałam na schodach, które wiodły do góry, na moje piętro. Harry stał kilka stopni niżej. Jego wyraz twarzy był dziwny. Nie sądziłam, że byłby skłonny powiedzieć coś takiego...
- Może wejdziemy do Ciebie, pogadamy?- zaproponował.
- Chodź. Ale nie mamy o czym gadać.- odpowiedziałam pogardliwie. Po cholerę ja go w ogóle wpuszczam do domu? Powinnam go przegonić jak najszybciej. W końcu weszliśmy do mojego mieszkania. Odłożyłam klucze na stolik i odwróciłam się twarzą w stronę Harrego i z założonymi rękami spytałam:
- O czym chciałeś rozmawiać?- Harry niepewnym wzrokiem spojrzał na mnie, po czym odpowiedział:
- O tym, co widziałem przed chwilą i kilka godzin temu.
- Co konkretnie masz na myśli?- chciałam, żeby powiedział mi dokładnie, o co mu chodzi.
- Widziałem Cię z Hache. Byłaś z nim na mieście i do tego szlajałaś się z nim teraz... o tak późnej porze.
- Hahahah!- wybuchnęłam śmiechem, a mina Harrego wyrażała zdezorientowanie. On sobie chyba ze mnie w tej chwili żartował? Robi mi nadzieję, olewa, potem znowu czuję, jakby mógł być mój, potem znów coś jest nie tak...i tak w kółko, a teraz ma do mnie pretensje, ze się z kimś spotykam?- A co nie wolno mi?
- Wyglądaliście jak zakochana para! To ja powinienem być na jego miejscu. Wiesz jak się podle czuję, gdy widzę Cię przy nim szczęśliwą?
- A sądzisz, że jak ja się czułam widząc od prawie już roku Ciebie u boku tej zdziry? Na pewno nie byłam wtedy szczęśliwa!- i wciąż do końca nie jestem szczęśliwa. Brakuje mi Harrego, kocham Go.
- Wyjechałaś, zostawiłaś mnie...
- To po co, kurwa, obiecałeś, że będziesz czekał?! Już po godzinie od mojego wyjazdu poczułeś się samotny! Jakbym nie miała telefonu, ani internetu! Kurwa Harry nie rób z siebie ofiary!- byłam okropnie na niego wściekła, a on zachowywał się, jakby mnie w ogóle nie słuchał.
- Nie będę się usprawiedliwiał, bo to nie ma sensu...
- No jasne, bo przecież jesteś niewinny. Wiesz dobrze, że mam rację i boisz się przyznać do błędu.
- Nieprawda, wiem, co zrobiłem źle. Moim największym błędem było to, że pozwoliłem Ci tak łatwo odejść.
- Podziękuj Kylie i jej siostrzyczce.- odwróciłam się do niego tyłem..
- Nie będziemy o nich teraz dyskutować...
- Jasne...- poczułam, jak Harry zbliżył się do mnie. Co on wyprawia? W ten sposób odpycha mnie od siebie jeszcze bardziej. A ja tego naprawdę nie chcę. Zależy mi... wciąż mi zależy. Ale sama tego nie naprawię.
- Co Cię z nim łączy?- zapytał zmieniając trochę temat. Wiedziałam, ze boli go to, że Hache jest teraz bliżej mnie niż on. Ma nauczkę. Cieszę się z tego bardzo.
- Jest moim przyjacielem.- odpowiedziałam krótko.
- Przyjaciele się tak nie zachowują.- podważył moja odpowiedź.
- A co Ciebie to obchodzi? To moje życie! Będę robiła co chcę i z kim chcę. Ty masz swoje zobowiązania, ja się w nie nie wtrącam, więc nic Ci do mojego życia!- wysyczałam mu w twarz.
- Chcę tylko wiedzieć, co Cię z nim łączy! Kilka dni temu pieprzyłaś się ze mną na tej cholernej ławce, a dzisiaj...- ooo nie! Nie pozwolę sobie na to... przegiął pałę... nie wytrzymałam i z całej siły strzeliłam mu w twarz. Jak on śmie tak w ogóle mówić? Harry syknął z bólu i złapał się za policzek. Wściekła powiedziałam coś, co oczywiście będę potem żałować, że wyszło w takiej sytuacji z moich ust:
- Od tej chwili cholernie żałuję, że do tego doszło. Mogłam odejść stamtąd, jak tylko wstałam. Ale zrobiło mi się Ciebie cholernie żal! Bo wiem coś, z czego Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy! Teraz pewnie błagałbyś mnie o to, bym Ci powiedziała, co przed Tobą ukrywam. Rozczarowałbyś się jednak, bo nie mam w ogóle zamiaru Ci o tym powiedzieć. Zasłużyłeś sobie na to! Nigdy bym nie uwierzyła, gdyby ktoś powiedział mi, jak bardzo jesteś nieczuły... Co do mnie i Hache to tak, jesteśmy razem. Nie kocham go, ale chcę pokochać i wierzę, że mi się to uda. Jest przy mnie każdego dnia. Tego najbardziej teraz potrzebuję. Więc teraz, z łaski swojej, proszę Cię, abyś wyszedł z mojego mieszkania i więcej tu nie przychodził!- wskazałam mu drzwi wyjściowe. Stał przede mną osłupiały. Sama byłam w szoku. Nie chciałam Harry... tak bardzo nie chciałam...
- Selena...-zaczął niepewnie, ale nie dałam mu teraz powiedzieć nic więcej.
- Wyjdź powiedziałam, Harry!- rozkazałam mu.
- Daj mi tylko coś powiedzieć...!- nie posłuchał mnie jednak.
- Mów i wyjdź. Nie chcę Cię widzieć....- szepnęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie zabezpieczyliśmy się...- powiedział pewnie, ale cicho, a te słowa zadziałały na mnie jakbym teraz to ja dostała w twarz. Cholera jasna! Przecież on ma rację....
- Nie martw się... Biorę tabletki...- wymyśliłam na szybko. Tak naprawdę to przecież nic nie biorę.
- Aha...- w jego głosie wyczułam zawód- Ale jeśli coś się stanie, nie przychodź potem do mnie.
- Z pewnością nie przyjdę.- odparłam patrząc mu w oczy. Harry w jednej chwili zwątpił we wszystko. Bez słowa odwrócił się w stronę drzwi i wyszedł trzaskając drzwiami. Czar mojego dobrego humoru nie powrócił po tej rozmowie, ani tym bardziej po wyjściu Harrego. Podeszłam do drzwi, aby przekręcić zamek. Jak tylko to zrobiłam poczułam, jak ugięły się pode mną kolana i padłam na podłogę z płaczem.
KILKA DNI PÓŹNIEJ
Wczoraj napisała do mnie Perrie, że robi dzisiaj u siebie imprezę. Niezbyt miałam ochotę na zabawę, bo źle się czułam. Moje złe samopoczucie opierało się na bólu głowy i bólu brzucha. Nie wiem, czy to był stres, czy jakaś choroba... Ale wiem, że czuję się po prostu beznadziejnie. Nie mówiłam o tym nikomu, bo sama chce się z tym zmierzyć. Może za kilka dni pójdę do lekarza... Co do imprezy, to nie mogłam jednak zawieść mojej przyjaciółki, więc zgodziłam się na nią przyjść. Moim warunkiem było to, że Hache będzie tam ze mną. Perrie nie mając więc wyjścia zgodziła się.
Impreza miała zacząć się o 20:00. Koło 19:20 Hache miał podjechać po mnie autem. Było dziś pochmurno, ale deszcz na razie nie padał. Z tego względu niestety szybciej zaczęło się robić ciemno.
Punktualnie o 19:20 Hache zapukał do mych drzwi. Otworzyłam mu od razu.
- Dobry wieczór, Skarbie :)- uśmiechnął się witając ze mną.
- Cześć :)- odwzajemniłam uśmiech i wpuściłam go do środka.
- Wyglądasz obłędnie :*- powiedział obejmując mnie w pasie i całując w usta. Miałam na sobie sukienkę oraz szpilki ().
- Dziękuję :) Wezmę tylko torebkę i możemy jechać.
- Okej!- zadowolony poczekał na mnie chwilę i po minutce schodziliśmy już schodami do auta. Wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy w stronę domu Perrie. Mieszkała ona na drugim końcu miasta, więc mieliśmy około 30 minut jazdy. Na szczęście na drodze nie było dziś dużo samochodów, a zielone światła mieliśmy na każdym skrzyżowaniu. Hache w porównaniu z jazdą na motorze, autem jeździ bardzo przepisowo. W połowie drogi poczułam się zadowolona, że jadę na ta imprezę. Jednak do końca nie byłam spokojna i przeczuwałam, ze coś się chyba wydarzy. Hache w między czasie włączył w radiu muzykę i jechaliśmy dalej śpiewając to, co znaliśmy, aby rozładować troszkę napiętą sytuację między nami.
Harry:
Mamy dzisiaj sobotę. Impreza u Perrie. Długo zastanawiałem się, czy na nią iść. Przecież będzie tam na pewno Selena i jej "nowy chłopak". Po naszej rozmowie próbowałem się wziąć w garść, ale nie wychodzi mi to kompletnie. Popadłem w dołek tak, że bardziej nie było to już możliwe. W ostateczności po namowach Perrie i Zayna zgodziłem się przyjść. A raczej przyjechać... Louis dla pewności, że zjawię się na imprezie zaoferował, że po mnie podjedzie. Tak więc odstrzelony, jak Stróż w Boże Ciało,
czekałem za Lou. Zjawił się po mnie punktualnie o 19:30. Przywitaliśmy się i od razu ruszyliśmy do Perrie. Przez połowę drogi słuchałem tylko, jak Louis nawija mi o jakimś kolesiu, który coś tam zrobił. Mało mnie to obchodziło, ale jako dobry kumpel musiałem chociaż udawać, że go słucham. W pewnym momencie coś sprawiło, że dziwnie się poczułem. Zbliżaliśmy się właśnie do zjazdu z wiaduktu, gdy zauważyłem dwa auta na środku drogi. Te auta się ze sobą zderzyły. Louis zwolnił, a nawet na chwilę się zatrzymał. Przed jednym z samochodów ujrzałem dziewczynę całą zakrwawioną i zapłakaną. Była w jasnej sukience i tylko w jednym bucie. Serce podeszło mi do gardła, gdy przyjrzałem się jej na tyle na ile było to możliwe i zorientowałem się, kim ona jest...
- Kurwa, Louis to Selena!- wydarłem się do kumpla i najszybciej jak to było możliwe wysiadłem z auta podbiegając do niej. Widziałem, jak cała się trzęsie.
- Selena! Boże Selena! Co się stało?! Jak się czujesz?! Selena!- stanąłem przed dziewczyną. Stała i w ogóle nie reagowała. Sukienkę miała w połowie podartą i poplamioną od krwi. Jej twarz była w okropnych ranach i lekko spuchnięta z lewej strony. Po chwili z jej ust wydostało się kilka słów... a raczej jedno imię, powtórzone wielokrotnie:
- Hache... Hache... Hache...- jej oczy były nieobecne. Złapałem ja za ramiona i mocno przytuliłam. Wciąż wypowiadała jego imię. Spojrzałem za nią, na stojący rozbity samochód, w którym jechała. Mało co z niego zostało. W środku dostrzegłem Hache...
- O kurwa...- zatkałem ręką usta i odsunąłem się od Seleny. To, co zobaczyłem w tym aucie zupełnie mnie przerosło. Hache był wygięty do tyłu w połowie tułowia. Jego głowa znajdowała się między siedzeniami, drgała i... i dosłownie zwisała...! Dało się słyszeć jego jęki. To było okropne! W tej chwili podbiegł do mnie Louis. Zobaczył chyba to samo co ja, bo od razu usłyszałem jego krzyk. Selena wciąż wymawiała imię Hache. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Louis był bardziej trzeźwy niż ja...
- Zaraz będzie pogotowie...policja i... straż... - jąkał się. Zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić przyjechało pogotowie i policja. Selena trafiła do karetki, aby lekarz mógł ją przebadać, a my z Louisem musieliśmy złożyć zeznania. Z drugiego rozbitego auta wyciągnęli jakiegoś młodego, poobijanego kolesia. Pogotowie zabrało go po kilku minutach. W między czasie Louis zadzwonił do Perrie, że nie dotrzemy do niej z powodu wypadku Sel. Wszyscy zjawili się po niecałych 15 minutach, gdy Selena leżała już opatrzona w karetce. Perrie wpadła w największą panikę widząc w środku karetki całą zakrwawioną Selenę.
- Harry co się stało?! Czemu Selena jest w karetce? - szarpała mnie za marynarkę.
- Per, cholera uspokój się! Nie wiem, co tu się stało! Przejeżdżaliśmy z Lou obok i... - załamał mi się głos.
- Co mówi lekarz? Nic jej nie jest?
- Nie wiem! Nie chcą mi nic powiedzieć...! - krzyknąłem. Perrie załamała ręce i podeszła do karetki, w której była Sel. Ale niestety i ona też się nic nie dowiedziała. W pewnym momencie usłyszeliśmy głos Seleny:
- Perrie... Harry... Hache...- wymieniła nasze imiona i na nowo się rozpłakała. Tak bardzo chciałem ją kurwa przytulić!
- Państwo wybaczą, ale musimy jechać do szpitala.- powiedział sanitariusz i po prostu chamsko zamknął nam przed nosem drzwi od karetki.
- Louis, jedziemy...- zażądałem i ruszyłem w kierunku auta przyjaciela. Wtedy zobaczyłem, jak policjant zamyka czarny worek, w którym leżało ciało... ciało Hache.
- Boże... on nie żyje!- usłyszałem pisk Perrie. Bardziej zdziwiłbym się, gdyby to przeżył... Selenę spotkał cud. Pędem wsiadłem do samochodu. Nie mogłem już na to wszystko patrzeć. Chciałem się jak najszybciej znaleźć w szpitalu i być przy Selenie.
10 minut później biegłem korytarzem szukając sali, do której trafiła Selena. Za mną biegła Perrie. W końcu znaleźliśmy odpowiednią salę, ale standardowo nikt nie chciał nas do niej wpuścić.
- Ale doktorze, my musimy ją zobaczyć!- krzyczała Perrie.
- Niestety, tylko rodzina może wejść do pacjentki.
- Problem w tym, ze ona ma tylko nas! Jej rodzice się nią nie interesują, nawet ona nie wie, gdzie mieszkają, ma tylko nas!- odpowiedziałem. Lekarz spojrzał na nas i po chwili milczenia pozwolił nam do niej wejść. Leżała na łóżku w jasnoniebieskiej koszuli, w którą zdążyły ją już przebrać pielęgniarki. Miała otwarte oczy, ale patrzyła się tylko w sufit. W ogóle nie zareagowała na to, że do niej weszliśmy.
- Selena...- Perrie się rozpłakała i padła na kolana przy jej łóżku. Mi również spłynęła łza po policzku...
C.D.N.
*******************************************************
P.S.1 długość odcinka nie zadowala mnie za bardzo... ale ważne, że jest tak szybko! ;)
P.S.2 wypadek, w którym zginął Hache wydarzył się naprawdę w moim realnym życiu... stało się to ponad miesiąc temu... w tym aucie jechały dwie koleżanki mojej mamy... nie będę o tym się rozpisywać, ale wciąż myślę o tym wypadku, bo moja mama była pierwszą osobą, która zjawiła się na miejscu wypadku...
P.S.3 chociaż nie lubiliście Hache, to jednak wybaczcie, że w taki okropny sposób się z nim pożegnaliśmy...
PROSZĘ O KOMENTARZE !!! ;)
Troszkę późno, ale zdążyłam... prezent dla Was na Mikołajki! New odcinek! :)
Ale zanim ruszycie do treści odcinka, chciałam odpisać ogólnie na kilka komentarzy pod ostatnim postem... Oczywiście chodzi mi o postać Hache :) Mianowicie... dostał on swoją "rolę" w moim opowiadaniu i ma przeznaczony dla siebie los... nie chciałam robić tego tak szybko, ale po prostu w trakcie pisania ręka sama mnie niosła w słowach i tak wyszło, że...
Sami przeczytajcie ! ;)
*******************************************************
Spędziłam z Hache ponad 4 godziny. Kiedy zrobiło się juz dosyc późno odwiózł mnie do domu. Pod koniec naszej podróży pozwolił mi poprowadzić swój motor. Mówił, że jest ze mnie dumny, bo bardzo dobrze mi idzie. Zatrzymalismy się pod budynkiem, w którym mieszkałam. Zsiadłam z motoru, pożegnałam się z nim ogromnym całusem i machając mu poszłam do domu. Dochodząc do klatki czułam coś dziwnego, a po chwili usłyszałam oklaski, ironiczny smiech i czyjś głos mówiący pogardliwie:
- No pięknie, Selena... Ogromne brawa dla Ciebie...- uniosłam głowę do góry i zobaczyłam przed sobą...
...zobaczyłam przed sobą Harrego. Stał pod klatką oparty o ścianę. Mój wspaniały humor prysł, jak bańka mydlana.
- Co tutaj robisz?- spytałam go po chwili i podeszłam do drzwi, aby otworzyć je kodem. Choć bolało mnie serce na sam jego widok, to starałam się być jednak obojętna. Wbiłam kod i drzwi się otworzyły.
- Przyszedłem zobaczyć, jak świetnie się bawisz beze mnie.
- Słucham?!- stałam na schodach, które wiodły do góry, na moje piętro. Harry stał kilka stopni niżej. Jego wyraz twarzy był dziwny. Nie sądziłam, że byłby skłonny powiedzieć coś takiego...
- Może wejdziemy do Ciebie, pogadamy?- zaproponował.
- Chodź. Ale nie mamy o czym gadać.- odpowiedziałam pogardliwie. Po cholerę ja go w ogóle wpuszczam do domu? Powinnam go przegonić jak najszybciej. W końcu weszliśmy do mojego mieszkania. Odłożyłam klucze na stolik i odwróciłam się twarzą w stronę Harrego i z założonymi rękami spytałam:
- O czym chciałeś rozmawiać?- Harry niepewnym wzrokiem spojrzał na mnie, po czym odpowiedział:
- O tym, co widziałem przed chwilą i kilka godzin temu.
- Co konkretnie masz na myśli?- chciałam, żeby powiedział mi dokładnie, o co mu chodzi.
- Widziałem Cię z Hache. Byłaś z nim na mieście i do tego szlajałaś się z nim teraz... o tak późnej porze.
- Hahahah!- wybuchnęłam śmiechem, a mina Harrego wyrażała zdezorientowanie. On sobie chyba ze mnie w tej chwili żartował? Robi mi nadzieję, olewa, potem znowu czuję, jakby mógł być mój, potem znów coś jest nie tak...i tak w kółko, a teraz ma do mnie pretensje, ze się z kimś spotykam?- A co nie wolno mi?
- Wyglądaliście jak zakochana para! To ja powinienem być na jego miejscu. Wiesz jak się podle czuję, gdy widzę Cię przy nim szczęśliwą?
- A sądzisz, że jak ja się czułam widząc od prawie już roku Ciebie u boku tej zdziry? Na pewno nie byłam wtedy szczęśliwa!- i wciąż do końca nie jestem szczęśliwa. Brakuje mi Harrego, kocham Go.
- Wyjechałaś, zostawiłaś mnie...
- To po co, kurwa, obiecałeś, że będziesz czekał?! Już po godzinie od mojego wyjazdu poczułeś się samotny! Jakbym nie miała telefonu, ani internetu! Kurwa Harry nie rób z siebie ofiary!- byłam okropnie na niego wściekła, a on zachowywał się, jakby mnie w ogóle nie słuchał.
- Nie będę się usprawiedliwiał, bo to nie ma sensu...
- No jasne, bo przecież jesteś niewinny. Wiesz dobrze, że mam rację i boisz się przyznać do błędu.
- Nieprawda, wiem, co zrobiłem źle. Moim największym błędem było to, że pozwoliłem Ci tak łatwo odejść.
- Podziękuj Kylie i jej siostrzyczce.- odwróciłam się do niego tyłem..
- Nie będziemy o nich teraz dyskutować...
- Jasne...- poczułam, jak Harry zbliżył się do mnie. Co on wyprawia? W ten sposób odpycha mnie od siebie jeszcze bardziej. A ja tego naprawdę nie chcę. Zależy mi... wciąż mi zależy. Ale sama tego nie naprawię.
- Co Cię z nim łączy?- zapytał zmieniając trochę temat. Wiedziałam, ze boli go to, że Hache jest teraz bliżej mnie niż on. Ma nauczkę. Cieszę się z tego bardzo.
- Jest moim przyjacielem.- odpowiedziałam krótko.
- Przyjaciele się tak nie zachowują.- podważył moja odpowiedź.
- A co Ciebie to obchodzi? To moje życie! Będę robiła co chcę i z kim chcę. Ty masz swoje zobowiązania, ja się w nie nie wtrącam, więc nic Ci do mojego życia!- wysyczałam mu w twarz.
- Chcę tylko wiedzieć, co Cię z nim łączy! Kilka dni temu pieprzyłaś się ze mną na tej cholernej ławce, a dzisiaj...- ooo nie! Nie pozwolę sobie na to... przegiął pałę... nie wytrzymałam i z całej siły strzeliłam mu w twarz. Jak on śmie tak w ogóle mówić? Harry syknął z bólu i złapał się za policzek. Wściekła powiedziałam coś, co oczywiście będę potem żałować, że wyszło w takiej sytuacji z moich ust:
- Od tej chwili cholernie żałuję, że do tego doszło. Mogłam odejść stamtąd, jak tylko wstałam. Ale zrobiło mi się Ciebie cholernie żal! Bo wiem coś, z czego Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy! Teraz pewnie błagałbyś mnie o to, bym Ci powiedziała, co przed Tobą ukrywam. Rozczarowałbyś się jednak, bo nie mam w ogóle zamiaru Ci o tym powiedzieć. Zasłużyłeś sobie na to! Nigdy bym nie uwierzyła, gdyby ktoś powiedział mi, jak bardzo jesteś nieczuły... Co do mnie i Hache to tak, jesteśmy razem. Nie kocham go, ale chcę pokochać i wierzę, że mi się to uda. Jest przy mnie każdego dnia. Tego najbardziej teraz potrzebuję. Więc teraz, z łaski swojej, proszę Cię, abyś wyszedł z mojego mieszkania i więcej tu nie przychodził!- wskazałam mu drzwi wyjściowe. Stał przede mną osłupiały. Sama byłam w szoku. Nie chciałam Harry... tak bardzo nie chciałam...
- Selena...-zaczął niepewnie, ale nie dałam mu teraz powiedzieć nic więcej.
- Wyjdź powiedziałam, Harry!- rozkazałam mu.
- Daj mi tylko coś powiedzieć...!- nie posłuchał mnie jednak.
- Mów i wyjdź. Nie chcę Cię widzieć....- szepnęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie zabezpieczyliśmy się...- powiedział pewnie, ale cicho, a te słowa zadziałały na mnie jakbym teraz to ja dostała w twarz. Cholera jasna! Przecież on ma rację....
- Nie martw się... Biorę tabletki...- wymyśliłam na szybko. Tak naprawdę to przecież nic nie biorę.
- Aha...- w jego głosie wyczułam zawód- Ale jeśli coś się stanie, nie przychodź potem do mnie.
- Z pewnością nie przyjdę.- odparłam patrząc mu w oczy. Harry w jednej chwili zwątpił we wszystko. Bez słowa odwrócił się w stronę drzwi i wyszedł trzaskając drzwiami. Czar mojego dobrego humoru nie powrócił po tej rozmowie, ani tym bardziej po wyjściu Harrego. Podeszłam do drzwi, aby przekręcić zamek. Jak tylko to zrobiłam poczułam, jak ugięły się pode mną kolana i padłam na podłogę z płaczem.
KILKA DNI PÓŹNIEJ
Wczoraj napisała do mnie Perrie, że robi dzisiaj u siebie imprezę. Niezbyt miałam ochotę na zabawę, bo źle się czułam. Moje złe samopoczucie opierało się na bólu głowy i bólu brzucha. Nie wiem, czy to był stres, czy jakaś choroba... Ale wiem, że czuję się po prostu beznadziejnie. Nie mówiłam o tym nikomu, bo sama chce się z tym zmierzyć. Może za kilka dni pójdę do lekarza... Co do imprezy, to nie mogłam jednak zawieść mojej przyjaciółki, więc zgodziłam się na nią przyjść. Moim warunkiem było to, że Hache będzie tam ze mną. Perrie nie mając więc wyjścia zgodziła się.
Impreza miała zacząć się o 20:00. Koło 19:20 Hache miał podjechać po mnie autem. Było dziś pochmurno, ale deszcz na razie nie padał. Z tego względu niestety szybciej zaczęło się robić ciemno.
Punktualnie o 19:20 Hache zapukał do mych drzwi. Otworzyłam mu od razu.
- Dobry wieczór, Skarbie :)- uśmiechnął się witając ze mną.
- Cześć :)- odwzajemniłam uśmiech i wpuściłam go do środka.
- Wyglądasz obłędnie :*- powiedział obejmując mnie w pasie i całując w usta. Miałam na sobie sukienkę oraz szpilki ().
- Dziękuję :) Wezmę tylko torebkę i możemy jechać.
- Okej!- zadowolony poczekał na mnie chwilę i po minutce schodziliśmy już schodami do auta. Wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy w stronę domu Perrie. Mieszkała ona na drugim końcu miasta, więc mieliśmy około 30 minut jazdy. Na szczęście na drodze nie było dziś dużo samochodów, a zielone światła mieliśmy na każdym skrzyżowaniu. Hache w porównaniu z jazdą na motorze, autem jeździ bardzo przepisowo. W połowie drogi poczułam się zadowolona, że jadę na ta imprezę. Jednak do końca nie byłam spokojna i przeczuwałam, ze coś się chyba wydarzy. Hache w między czasie włączył w radiu muzykę i jechaliśmy dalej śpiewając to, co znaliśmy, aby rozładować troszkę napiętą sytuację między nami.
Harry:
Mamy dzisiaj sobotę. Impreza u Perrie. Długo zastanawiałem się, czy na nią iść. Przecież będzie tam na pewno Selena i jej "nowy chłopak". Po naszej rozmowie próbowałem się wziąć w garść, ale nie wychodzi mi to kompletnie. Popadłem w dołek tak, że bardziej nie było to już możliwe. W ostateczności po namowach Perrie i Zayna zgodziłem się przyjść. A raczej przyjechać... Louis dla pewności, że zjawię się na imprezie zaoferował, że po mnie podjedzie. Tak więc odstrzelony, jak Stróż w Boże Ciało,
czekałem za Lou. Zjawił się po mnie punktualnie o 19:30. Przywitaliśmy się i od razu ruszyliśmy do Perrie. Przez połowę drogi słuchałem tylko, jak Louis nawija mi o jakimś kolesiu, który coś tam zrobił. Mało mnie to obchodziło, ale jako dobry kumpel musiałem chociaż udawać, że go słucham. W pewnym momencie coś sprawiło, że dziwnie się poczułem. Zbliżaliśmy się właśnie do zjazdu z wiaduktu, gdy zauważyłem dwa auta na środku drogi. Te auta się ze sobą zderzyły. Louis zwolnił, a nawet na chwilę się zatrzymał. Przed jednym z samochodów ujrzałem dziewczynę całą zakrwawioną i zapłakaną. Była w jasnej sukience i tylko w jednym bucie. Serce podeszło mi do gardła, gdy przyjrzałem się jej na tyle na ile było to możliwe i zorientowałem się, kim ona jest...
- Kurwa, Louis to Selena!- wydarłem się do kumpla i najszybciej jak to było możliwe wysiadłem z auta podbiegając do niej. Widziałem, jak cała się trzęsie.
- Selena! Boże Selena! Co się stało?! Jak się czujesz?! Selena!- stanąłem przed dziewczyną. Stała i w ogóle nie reagowała. Sukienkę miała w połowie podartą i poplamioną od krwi. Jej twarz była w okropnych ranach i lekko spuchnięta z lewej strony. Po chwili z jej ust wydostało się kilka słów... a raczej jedno imię, powtórzone wielokrotnie:
- Hache... Hache... Hache...- jej oczy były nieobecne. Złapałem ja za ramiona i mocno przytuliłam. Wciąż wypowiadała jego imię. Spojrzałem za nią, na stojący rozbity samochód, w którym jechała. Mało co z niego zostało. W środku dostrzegłem Hache...
- O kurwa...- zatkałem ręką usta i odsunąłem się od Seleny. To, co zobaczyłem w tym aucie zupełnie mnie przerosło. Hache był wygięty do tyłu w połowie tułowia. Jego głowa znajdowała się między siedzeniami, drgała i... i dosłownie zwisała...! Dało się słyszeć jego jęki. To było okropne! W tej chwili podbiegł do mnie Louis. Zobaczył chyba to samo co ja, bo od razu usłyszałem jego krzyk. Selena wciąż wymawiała imię Hache. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Louis był bardziej trzeźwy niż ja...
- Zaraz będzie pogotowie...policja i... straż... - jąkał się. Zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić przyjechało pogotowie i policja. Selena trafiła do karetki, aby lekarz mógł ją przebadać, a my z Louisem musieliśmy złożyć zeznania. Z drugiego rozbitego auta wyciągnęli jakiegoś młodego, poobijanego kolesia. Pogotowie zabrało go po kilku minutach. W między czasie Louis zadzwonił do Perrie, że nie dotrzemy do niej z powodu wypadku Sel. Wszyscy zjawili się po niecałych 15 minutach, gdy Selena leżała już opatrzona w karetce. Perrie wpadła w największą panikę widząc w środku karetki całą zakrwawioną Selenę.
- Harry co się stało?! Czemu Selena jest w karetce? - szarpała mnie za marynarkę.
- Per, cholera uspokój się! Nie wiem, co tu się stało! Przejeżdżaliśmy z Lou obok i... - załamał mi się głos.
- Co mówi lekarz? Nic jej nie jest?
- Nie wiem! Nie chcą mi nic powiedzieć...! - krzyknąłem. Perrie załamała ręce i podeszła do karetki, w której była Sel. Ale niestety i ona też się nic nie dowiedziała. W pewnym momencie usłyszeliśmy głos Seleny:
- Perrie... Harry... Hache...- wymieniła nasze imiona i na nowo się rozpłakała. Tak bardzo chciałem ją kurwa przytulić!
- Państwo wybaczą, ale musimy jechać do szpitala.- powiedział sanitariusz i po prostu chamsko zamknął nam przed nosem drzwi od karetki.
- Louis, jedziemy...- zażądałem i ruszyłem w kierunku auta przyjaciela. Wtedy zobaczyłem, jak policjant zamyka czarny worek, w którym leżało ciało... ciało Hache.
- Boże... on nie żyje!- usłyszałem pisk Perrie. Bardziej zdziwiłbym się, gdyby to przeżył... Selenę spotkał cud. Pędem wsiadłem do samochodu. Nie mogłem już na to wszystko patrzeć. Chciałem się jak najszybciej znaleźć w szpitalu i być przy Selenie.
10 minut później biegłem korytarzem szukając sali, do której trafiła Selena. Za mną biegła Perrie. W końcu znaleźliśmy odpowiednią salę, ale standardowo nikt nie chciał nas do niej wpuścić.
- Ale doktorze, my musimy ją zobaczyć!- krzyczała Perrie.
- Niestety, tylko rodzina może wejść do pacjentki.
- Problem w tym, ze ona ma tylko nas! Jej rodzice się nią nie interesują, nawet ona nie wie, gdzie mieszkają, ma tylko nas!- odpowiedziałem. Lekarz spojrzał na nas i po chwili milczenia pozwolił nam do niej wejść. Leżała na łóżku w jasnoniebieskiej koszuli, w którą zdążyły ją już przebrać pielęgniarki. Miała otwarte oczy, ale patrzyła się tylko w sufit. W ogóle nie zareagowała na to, że do niej weszliśmy.
- Selena...- Perrie się rozpłakała i padła na kolana przy jej łóżku. Mi również spłynęła łza po policzku...
C.D.N.
*******************************************************
P.S.1 długość odcinka nie zadowala mnie za bardzo... ale ważne, że jest tak szybko! ;)
P.S.2 wypadek, w którym zginął Hache wydarzył się naprawdę w moim realnym życiu... stało się to ponad miesiąc temu... w tym aucie jechały dwie koleżanki mojej mamy... nie będę o tym się rozpisywać, ale wciąż myślę o tym wypadku, bo moja mama była pierwszą osobą, która zjawiła się na miejscu wypadku...
P.S.3 chociaż nie lubiliście Hache, to jednak wybaczcie, że w taki okropny sposób się z nim pożegnaliśmy...
PROSZĘ O KOMENTARZE !!! ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)